No więc tak:
- nowa muzyczna fascynacja, a równocześnie płyta, która zrobiła na mnie zdecydowanie największe wrażenie w tym minionym już roku, to.. oczy-wiście
Nationale 
Nie sądziłem że coś tak odkrywczego może mnie spotkać (mimo że w porównaniu do wielu forowiczów jestem raczej ignorantem muzycznym i nie znam wielu "rzeczy", więc tym bardziej jeszcze wiele powinno mnie zaskoczyć

). Płyta bardzo spójna, świetnie pomyślana i wykonana. I mimo że teksty raczej nie skłaniają do entuzjazmu, mnie takich dźwięków jakoś zawsze najlepiej się słucha...
- jeśli chodzi o koncerty, to niestety nie byłem na zbyt wielu. Z jedynego festiwalu na jakim byłem w tamtym roku najpozytywniej wspominam
Jelonka 
(największe niespełnienie to chyba "Męskie granie").
- ulubiony przebój na lp3 -
"Just Breathe"
- takiż kosz-marek -
"Zimaaaa zimaaaaaaa..."
- no i największy osobisty przebój, równocześnie największe niesprawiedliwe niespełnienie na LPP3 (promocja nie mogła się udać bo był to czas rekordowych ilości głosów

)-
No!No!No! "Inaczej niż w raju" 
(2. miejsce -
Dead Confederate "The Rat").
- i może jeszcze wspomnę o całkiem niezłym debiucie, wspomnianym już
BCC (choć nie była to jakaś rewelacja) oraz
- paru niewielkich rozczarowaniach (Strachów spodziewałem się lepszych, Lao Che to był szok na początku, potem było trochę lepiej

, Kult Unplugged - mogło być ciekawiej...).
Generalnie muzycznie nie najlepszy, ale też nie najgorszy rok. Brakowało jeszcze jakiegoś uderzenia, które by powaliło, poza Nationalami. Myślę że warto jeszcze wymienić płyty
Anathemy (mój nr 2 - piękna i ujmująca; w porównaniu do tego co prezentowali kiedyś - to też może być nowe muzyczne odkrycie

),
Joe Satrianiego (niekoniecznie słowa są potrzebne żeby wyrazić tyle emocji), a z polskich -
Voo Voo (3mają poziom, tym razem na "łojąco"), które również należą do mojej czołówki i są co najmniej bardzo solidne, a momentami świetne

.