Janusz Kosiński - 4 września 1944, zm. 24 marca 2008

Kiedyś to było „Pierwsze uruchomienie...” — teraz niech poruszane będą tutaj wątki, które nijak nie pasują do innych tematów Forum. Taki Hyde Park Listy Trójki
Awatar użytkownika
dominik_fi
Posty: 1359
Rejestracja: pn sty 01, 2007 7:34 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 1997-2000 r.
Lokalizacja: Sokołów Podlaski

Janusz Kosiński - 4 września 1944, zm. 24 marca 2008

Post autor: dominik_fi »

Dziś odszedł wspaniały dziennika radiowy. Od 1968 roku związany z Programem III. Autor wielu audycji muzycznych, m.in. "Odkurzone przeboje", "Nocna Polska" oraz współautor "Listy Przebojów dla Oldboyów" oraz "Winien i ma", za którą otrzymał Złoty Mikrofon. Członek Akademii Muzycznej Trójki.
Obrazek
Janusz Kosiński prowadził również audycje "Antykwariat", "Koncert Życzeń" oraz "AntyGaleria" w Antyradiu. Był także członkiem Komisji Artystycznej wyłaniającej polskich kandydatów na festiwal Eurowizji.

Obrazek
Awatar użytkownika
bobby-x
Posty: 11425
Rejestracja: pt lis 11, 2005 5:00 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: czerwiec 1983
Lokalizacja: Powiat Otwocki, Mazowiecki Park Krajobrazowy

Post autor: bobby-x »

Witam

Od 1968 roku związany z Trójką, wcześniej z RH. Proszę oto kilka zdjęć "Kosy" i krótka historia o tym jak zaczęła się Jego przygoda z radiem. Cały materiał pochodzi z książki Jurka Małczyńskiego pt. "Byliśmy pierwsi - 45 lat temu Rozgłośnia Harcerska nadała pierwszą audycję" wydanie Horyzonty Warszawa 2002.

Obrazek


Obrazek



Obrazek


Janusz „Kosa” Kosiński

Dziennikarz Programu III Polskiego Radia, w Rozgłośni Harcerskiej autor audycji muzycznych, m. in. „Listy Przebojów”.

Do Rozgłośni Harcerskiej trafiłem przez znajomość z Jackiem Bromskim, który kiedyś powiedział” „koleś, jak chcesz, to wpadnij na Konopnickiej 6, II piętro, cały czas idziesz w lewo i na końcu korytarza są drzwi z napisem Rozgłośnia Harcerska”. Umówiliśmy się na któryś dzień i przyszedłem trochę wcześniej. Zachowywałem się dość nieśmiało, nie znałem nikogo, nie byłem związany z branżą muzyczną, tyle że słuchałem Radia Luxembourg, dzień i noc. Radio to nadawało do 3 nad ranem, a ja musiałem wstać około 6:30, żeby zdążyć do szkoły, najpierw podstawowej, później średniej. Ale właśnie te lata słuchania i dobra pamięć muzyczna zdecydowały o moich początkach w Rozgłośni. Pamiętałem i rozpoznawałem bez trudu tysiące utworów i wykonawców. Nie interesowały nas wtedy plotki, sensacje i skandale, np. kto z kim, tylko muzyka.

I gdy wtedy przyszedłem na spotkanie z Jackiem Bromskim, jego jeszcze nie było w Rozgłośni. Przeszedłem cały korytarzyk, już wewnątrz, i dotarłem do pokoju, w którym na montażu pracowała przesympatyczna blondynka, jak się później okazało, wtedy naczelna redaktor czy zastępczyni naczelnego Danuta Głuszek. Spytała czy kogoś szukam. Odpowiedziałem, że Jacka, a ona na to, że też czeka na Niego, bo ma nieopisaną taśmę z muzyką. Jacek miał przynieść ten opis i spóźnia się, a za kilka minut ta taśma ma pójść na antenę już z zapowiedziami lektora. To była duża taśma radiowa, taka 1000-metrowa, a więc ponad 40 minut, czyli 14-15 piosenek. Okazało się, że po kilku taktach, a czasem po paru dźwiękach rozpoznałem wszystkie utwory. Danuta Głuszek traktowała to z pewnym niedowierzaniem, bo podawałem tytuły i wykonawców nawet po paru uderzeniach gitary w środku utworu. I gdy taśma była już w całości opisana, wpadł Jacek, przepraszając: „Danka, trochę się spóźniłem, ale przyniosłem gotowy tekst zapowiedzi”. Położyła listę Jacka obok mojego opisu pudełka z taśmą i wszystko zgadzało się w 100 procentach. Wtedy spytała, czy mógłbym kiedyś zajrzeć do redakcji, może podjęlibyśmy jakąś współpracę. I tak się zaczęło.

Najpierw był „Program naszych słuchaczy”, „Lista przebojów” była dopiero później. Nie mogłem sam prowadzić audycji, bo mówiłem strasznie szybko. Miałem lektora. Pierwszym lektorem moich audycji był Maciej Nałęcz, syn profesora, dziś też profesor – biochemik, wielce szanowany dyrektor światowego instytutu w Paryżu. Maciek często podkreśla, że jeszcze kiedyś chciałby jakąś moją audycję przeczytać.

Wszyscy byliśmy zafascynowani Radiem Luxembourg. Ja przez 10 lat nie opuściłem żadnej niedzieli i w 100-kartkowych zeszytach notowałem kolejne „Top twenty”. W niedziele nie było dla mnie ważniejszej sprawy. Może raz zaniedbałem się w dniu mojego ślubu, ale nawet podczas świąt – wszyscy przy stole, a ja przy odbiorniku; słuchałem i notowałem. Później było mnóstwo śmiechu, bo przecież z nasłuchu trudno było prawidłowo zanotować, więc pisało się fonetycznie, a potem poprawiało. Nie było kolorowych flamastrów, więc najważniejsze informacje podkreślałem tuszem.

Ale nie brak flamastrów był najważniejszy. Nie było skąd brać nagrań. Czasem jakieś płyty przywieźli marynarze, czasem można było pożyczyć je od kogoś na basenie, bo wtedy basen Legii, położony bardzo blisko Rozgłośni, był swego rodzaju salonem Warszawy.

Przyznaję, że początkowo troszkę listę „fałszowaliśmy”. To znaczy na ostatnie lub przedostatnie miejsce wstawialiśmy utwór, który naszym zdaniem zasługiwał na uwagę, a był jeszcze stosunkowo mało znany. Czasem chwytało i utwór awansował na liście, a czasem budziło to protesty, które spowodowały powstanie nowej audycji – „Propozycje do listy przebojów”. Inicjatorem tych „Propozycji” był twórca i pierwszy autor „Listy” Jacek Bromski. On utwory, które były na liście dłużej, nadawał nieco skrócone, oszczędzając w ten sposób parę minut. Po przedstawieniu „dwudziestki” mógł zaprezentować nowości, które jego zdaniem zasługiwały na to, by znaleźć się na liście. Niezależnie od tego, jak się zaczęło, jest faktem, że „Propozycje” weszły na stałe do programu RH.

Niezależnie od drobnych „korekt” kolejne notowania były rzeczywiście układane przez słuchaczy. Nie uwzględniliśmy właściwie tylko jednej, powtarzającej się w wielu listach, prośby, żeby stworzyć dwie odrębne listy: krajową i zagraniczną. Uważaliśmy, iż polskie nagrania powinny rywalizować z zagranicznymi. Okazało się, że mieliśmy rację. Było tak, że przez 17 tygodni na pierwszym miejscu utrzymywał się Czesława Niemena „Bema pamięci rapsod żałobny”, utwór 13-minutowy. I myśmy z tego zrobili hit. Puszczaliśmy co tydzień, co prawda nie w całości, tylko w takim zmontowanym kawałku. Raz zdarzyło się, że poszedł w całości, kosztem innych. To była piosenka roku (1970). Budki Suflera „Cień wielkiej góry” – też piosenka roku (1974). Wręczenie nagrody w postaci drewnianej dużej statuetki odbyło się w hali „Arena” w Poznaniu. Zresztą zespół napisał potem bardzo ciepło o Rozgłośni, która w ogóle jako pierwsza nadała ich pierwsze nagranie instrumentalne. Inna piosenka roku tych wykonawców to „Z dalekich wypraw” za najwyższe notowania w 1966 roku.

Było paru wykonawców, którzy zawdzięczali nam bardzo wiele, np. Polanie, Czerwone Gitary, Romuald i Roman, Bemibek, Dżamble. Ale nie tylko zespoły. Ludzie z Rozgłośni niemal w 100% przeszli do pracy w radiu i telewizji, niektórzy do prasy drukowanej. Prawie wszyscy znani mi w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ludzie PR i TVP przeszli przez RH.

A tak w ogóle to w pewnym stopniu Rozgłośnia ułożyła mi całe życie. W czasie współpracy z RH miałem dziewczynę poznaną w 1966 roku na wakacjach w Kołobrzegu. Ona mieszkała we Wrocławiu. Często do niej jeździłem. I ktoś w Rozgłośni powiedział mi, że nie ma żadnych audycji o dolnośląskim harcerstwie, mimo że tam dzieją się ciekawe rzeczy. W Komendzie Chorągwi pracują bardzo sympatyczni ludzie i na pewno dobrze mnie przyjmą. Jadąc więc do Mirki, wziąłem na plecy bardzo ciężki magnetofon i nagrałem z tymi ludźmi kilka rozmów. Przy okazji powiedzieli mi, że organizują chorągwianą akcję „Srebrna Góra”. To są pruskie forty, których rekonstrukcja została objęta patronatem przez harcerzy. Młodzież spędzała tam lato, pracując i wypoczywając. Taki mały Frombork. U stóp wzgórza były pozostałości fortów, wejścia do korytarzy nie do przebycia, jakieś kazamaty, a na górze piękne, zielone tereny, gdzie rozłożyły się harcerskie obozowiska. Zaproponowałem, żeby dla tych obozowiczów zrobić coś w rodzaju małej Rozgłośni Harcerskiej. Na słupach i drzewach były głośniki, w komendzie we Wrocławiu znalazł się magnetofon, całe wzgórze było oświetlone małymi lampkami, bo jeszcze nie było tych wielkich jodowych latarni, a więc wspaniały nastrój do słuchania muzyki. Skombinowali mi jakiś mały baraczek, w którym spałem, zainstalowałem tam mikrofon i wzmacniacze. Taśmy z nagraniami przywiozłem z Warszawy, skopiowałem utwory z „Listy przebojów” i innych audycji, miałem trochę swoich nagrań. Było tego sporo. I tak przez 2 czy 3 lata spędzałem wakacje. Rozgłośnia nie nadawała wtedy programu z Warszawy. Większość zespołu wyjeżdżała do Fromborka, bo stamtąd szedł program, a ja jechałem do Srebrnej Góry. Tym chętniej, że mieszkała tam moja narzeczona.

Do Wrocławia jeździłem często nie tylko podczas wakacji. Jednak te podróże kosztowały sporo pięniędzy. I tu zdrzdzę może pewną tajemnicę. Otóż Danka Głuszek, wspaniała koleżanka, jak matka dla nas, choć prawie rówieśnica, była tak wspaniałomyślna, że sama zaproponowała mi, żebym za każdym razem, jak będę we Wrocławiu, przywoził stamtąd jakiś materiał dźwiękowy o harcerstwie. Dzięki temu dostawałem delegację i zwrot kosztów podróży, co prawda II klasą pociągu osobowego, ale dzięki temu mogłem częściej widywać się z narzeczoną, a obecnie, już od lat żoną.
ODPOWIEDZ