Ja żałuję, bo w okresie, kidy najbardziej chłonie się muzykę, czyli przełom podstawówki/liceum jakoś LedZep nie przypadło mi do gustu. I z dzisiejszego punktu widzenia za bardzo nie wiem dlaczego... Może dlatego, że wielkim ich fanem był kolega, za którym nie przepadałem? A może dlatego, że "Stairway to heaven" wygrywało na Topie z 'Brothers in arms"? Nie wiem sam. W każdym razie nawet jak pożyczyłem ich pierwszą płytę, posłuchałem zaledwie dwa razy i oddałem, nigdy do nich nie wracając.
Właściwie dopiero jakoś zacząłem bardziej się "przyglądać" ich twórczości po jednym z topów (notowanie 8-9?), kiedy to zachwyciło mnie "Since I've been lovin' you" oraz, kiedy usłyszałem "Black dog", o którym opowiadali (i puszczali) Łobodziński z Kostrzewą w audycji płyty wszech czasów (czy jakoś tak to się zwało). Ale i tak jestem sporo do tyłu, bo nie miałem tych nagrań. A płyty ich ostatnio tanio w miarę można dostać, w "papierowej" okładce nawet, nie plastikowej. Jednak zawsze znajdowało się coś innego do nabycia.
A szkoda. Bo jak tak słucham, to świetna muza. NIesamowite, niezwykle pomysłowe i rozbudowane riffy, frenetyczna wręcz gra sekcji rytmicznej (szczególnie perkusja jest wyjątkowo "melodycznym" instrumentem, nie tylko do nabijania rytmu służy), świetne sola i wokal, masa intrygująco granego bluesa. Nie wspominając o maestrii technicznej. I co mnie całkiem zaskoczyło - bardzo dużo brzmień akustycznych (szczególnie jedna płyta tu się wyróżnia). Ciężko będzie wybrać 20-kę, tak żeby to uczciwie było i zastanawiam się, czy nie pozostać na tych 5-7 kawałkach, które znałem wcześniej.