Tak, to było absurdalne, najgorsza podróż życia. 6 godzin jak wspomniałem było do Krakowa, potem w Krakowie jakoś rozłączali składy, trwało to z godzinę czy więcej i jechaliśmy dalej na Zagórz. Na szczęście nie jechaliśmy do końca, tylko wysiedliśmy wcześniej (Sanok czy coś) i po przerwie na przekąszenie czegoś wsiedliśmy w autobus. Tym autobusem jechaliśmy do (bodajże) Wetliny (?jakoś tak?), a potem stamtąd po znowu pewnym oczekiwaniu, ostatecznie do Stuposian, gdzie była nasza baza, busem. Byłem wykończony po dojeździe, lecz na szczęście byłem na tyle młody, że miałem siłę kolejnego dnia iść na Tarnicę, a potem do Stuposian

(nie mówię już o tym, że nie wiem jak bym wytrzymał stanie w przejściu w pociągu całej drogi z Warszawy do Krakowa, czyli 6h, szczególnie że to było od północy do 6 rano).
Dodam, że decyzja o przesiadce na autobus była wielce słuszna, gdyż ludzie, którzy zostali w pociągu i jechali do końca trasy, czyli do Zagórza, stali na przystanku w Zagórzu, kiedy mijał ich nasz autobus. Pomachaliśmy im tylko i pojechaliśmy dalej, bo autobus był tak nabity że nie weszła ani jedna osoba więcej. Gdybyśmy tam czekali na jakiś kolejny autobus, licząc że może tym razem kilka osób się zmieści (kilka z kilkudziesięciu stojących na przystanku) to podróż trwałaby jeszcze dłużej

.
Jak wracałem, najpierw z Jackiem do Sanoka (czy Krosna?) samochodem, a potem autobusem do Rzeszowa, potem przerwa na obiad w Rzeszowie i przesiadka w autobus do Warszawy, to zajęło mi to wszystko godzin jakoś 8.