Kiedyś to było „Pierwsze uruchomienie...” — teraz niech poruszane będą tutaj wątki, które nijak nie pasują do innych tematów Forum. Taki Hyde Park Listy Trójki
tadzio3 pisze:Polacy mieli okazję zobaczyć Wrighta dwa lata temu na koncercie Gilmoura w Stoczni. Dlaczego mnie tam nie było...
Mnie też tam nie było. I pomimo tego, że upłynęły dwa lata, nadal tak samo tego żałuję. A dziś zacznę żałować jeszcze mocniej...
Puśćmy wszyscy o 22 "Wish You Were Here". W hołdzie Wielkiemu Muzykowi.
Ja wczoraj oglądałem po raz kolejny ostatni występ Floydów razem, czyli Live 8. Kurcze, aż łezka w oku się zakręciła jak pomyślałem, że nie zagrają już nigdy razem.
Teraz nawet już nie chciałbym żeby był jakikolwiek występ zespołu pod szyldem Pink Floyd, bo to już byłoby nie to samo. Oczywiście trójka żyjących mogłaby się zebrać i zagrać występ w hołdzie Wrighta, ale nie pod szyldem Pink Floyd.
Podobne odczucia miałem, kiedy umarł George Harrison. Wright - podobnie jak on - zawsze stał w cieniu dwóch głównych postaci swojego zespołu i naprawdę doceniony został dopiero wczoraj. Z tym że śmierć Ricka wstrząsnęła mną bardziej, bo PF to dla mnie zespół najważniejszy ze wszystkich. To nadzespół. Dlaczego? Bo w muzyce tej kapeli można się dosłownie zanurzyć. Może ona przenieść w inny wymiar. Niemal wszystkie wielkie utwory Pink Floyd tę właśnie swoją transowość zawdzięczają klawiszom Ricka. Bez niego był to tylko zwykły - choć nadal bardzo dobry - zespół ("Final Cut" jest płytą którą bardzo lubię, ale nie ośmieliłbym się określić jej przydomkiem magiczna, tak jak wiele z tych, na których Wrighta słychać). Pink Floyd bez Ricka to ciarki. Prawdziwe Pink Floyd z Rickiem to ciary.
Wczoraj skończyła się epoka, za którą powinniśmy być wdzięczni ludziom takim jak Richard Wright.