no to czas najwyższy ogarnąć wydarzenia poprzedniego łykendu...
czwartek:
ciastka, babeczki, ciastka, babeczki, piecze się, wałkuj, wałkuj, miksuj, miksuj, dosypuj mąki, syp całe...
piątek:
7:20, Rodzice wychodzą z domu.
"tam masz pieniądze, śniadanie. baw się dobrze."
tak, tak, już wstaję...
8:30, no już wstaję...
8:50, dobra, czas coś zjeść i się spakować.
9:20, tak zarąbiście się słucha Barona że chyba się nie spakuję.
9:30, zaczynam się pakować. kurna, nie zdążę. ostatni raz robię coś na ostatnią chwilę. cholera, nie zdążę. miałem iść po bułki, zrobić kanapki na drogę. nie zdążę.
10:10, wychodzę. szybkie i tanie zakupy w biedronce (dwa paseo, szatańskie drożdżówki i czekolada)
10:23, nie zdążę, więc jadę mzk-ą.
10:38, dworzec. kupuję bilet. zdążyłem, uff...
10:51, ciopąg. Warszawo, nadciągam!
[Kasabian - Velociraptor!, 2011]
12:54, no siema Dworzec Centralny.
potem nastąpiło spotkanie z moją kumpelą z Piotrkowa (!!!). z tą samą z którą jechałem pociągiem na poprzedni zlot
14:00, czekam na tramwaj nr 24.
[Trupa Trupa - LP, 2011]
ok. 15, tsch na przystanku Marynin. pseudo-próba Beach Boy Radio w Kwaterze Głównej Karnawału Pocisków, malowanie koszulek i zbawcze kanapki z jakimś burżujskim serem...
ok. 16, telefon od Kuby: "o której będziecie? no jakoś po 17"
17:45, docieramy pod Metro Centrum
cześć, cześć, Kertoip jestem, no cześć... największy szok- zobaczenie Tomasza vel Jędrka

[sorry że się zaśmiałem...]
tułaczka po Warszawie- zostawienie gratów w hostelu, wszyscy wcinają ciastka i są szczęśliwi, Myśliwiecka...
ech... jakież to cudowne uczucie znów stanąć na korytarzu Trójki... pojawia się Brian (kolejny szok!), Miszon i ktoś tam jeszcze. komentarz do listy: "ale nuda..." nikt naturalnie nie słucha tego co się dzieje na antenie, bo nie po to się przyjeżdża na zlot. wszyscy sobie sympatycznie rozmawiają na korytarzu, w pokoju z telefonami, w reżys... no akurat w reżyserce tym razem nie. podejrzewam że gdyby nie Helen to bym nie dał Michałowi piotrkowskich wypieków... przed 20 zachwyt nad nowym Gabrielem. rozmowy z Tomaszem (nie lubi Kjurów, zabić!), Brianem (i am very super famous), Mateuszem, tschem no i innymi w sumie też trochę

od wtedy można na trójkowej ścianie znaleźć podpis Beach Boy Radio. wizyta w strefie przygotowawczej serwisów informacyjnych i wiadomości sportowych. burzliwa dyskusja kajmana z redaktorami o brydżu (dlaczego tak mało jest o tym na antenie???)
trzeci raz na antenie. za każdym razem mniejszy stres i chyba lepsze wejście. Kasabijaaaan i ciastka.
na korytarzu pojawia się niejaki Piotr Stelmach... jakoże ZUPEŁNIE PRZYPADKIEM miałem przy sobie zapas materialnych egzemplarzy "Ojtam ojtamu" The Fallen Rag to nastąpiła taka oto wymiana zdań...:
ja: eee... proszę pana, chciałbym tutaj... eee... przekazać swoją płytę... sam ją nagrałem... gdyby mógł pan jakoś się wypowiedzieć o tym, czy to dobre i w ogóle...
Stelmach: hm? co takiego? jak to się nazywa?
ja: no tu jest napisane... The Fallen Rag.
Stelmach: hmm... Upadły... GAŁGAN?
ja: no tak właściwie Upadła Szmata...
Stelmach: to nie jest zbyt medialna nazwa...
ja: no nie jest, to fakt...
Stelmach: no dobrze, rozumiem że mam jej nie tłumaczyć na antenie...
sratatata, pewnie jej nawet nie przesłucha(ł)
przed 1. miejscem antenowa rozmowa Niedźwiedzia i Stelmacha o piotrkowskich babeczkach. miło.
podróż do hostelu była nudna i głodna, toteż przejdę od razu do samego pobytu w hostelu. niemalże od razu się rozwaliliśmy w salonie (?) i czekaliśmy z utęsknieniem na pizzę... wiadomo, Kertoip głodny to Kertoip zły. wszystkie konkursy zostały już jako tako opisane, więc tylko napomknę że w macorowym killerze przegraliśmy (neon.ka-Rafael Corleone-ja) o pół sekundy z drużyną Dekodi-tsch-wwas... szkoda.
potem był kajmanowy mecz. skład drużyn sprawiedliwy: Martyr i Yacy na resztę forum. sprawiedliwy bo kajman na początku zapowiedział że Najświeższe Forumowe Małżeństwo wygra, więc w sumie to ten mecz nie miał sensu bytu

no i co z tego że wynik pierwszego seta był 22:5 dla reszty świata, Martyr z Yacym i tak wygrali czego im serdecznie gratuluję
często powtarzaną, niczym mantra, przez kajmana frazą były słowa: "wykonawca jest dla was nie do zgadnięcia... utwór raczej też nie" po czym tsch po 5 sekundach odgadywał prawidłowo co to za utwór. chyba były jakieś przecieki..
było po 2 w nocy kiedy najwytrwalsi przenieśli się do pokoju na górze, gdzie nastąpiła reaktywacja kultowej zabawy czyli kalamburów listowych. szkoda że nie było Miszona, bo teraz tylko kajman i tsch nakręcali zabawę. najlepsze momenty? kajmanowa "Jolka, Jolka" z rysowaniem w powietrzu łódki, żegnaniem się i piciem mięty... kajmanowe "Losing my religion" z przetłumaczeniem losing jako luzing. kajmanowy "Rent" rozumiane jako "renta". no i tschowy "List do Gertrudy Burgund" - ger-Niemcy, trudy-trudy, burgund-wino... brakowało też mimo wszystko Pawia, bo nie było jak pokazywać utwory z "dead" w tytule...
4:30, spać...
ps. cholera, miało być krótko..

sobota i niedziela może jeszcze dziś a może kiedy indziej.