A więc...TomaszBr pisze:Na temat "Na dłoni" to może się wypowiem wkrótce
Zacznę od tego, że niesamowicie drażnią mnie teksty o "szczęściu". Pół biedy, jeśli jest to w jakiejś ciekawej przenośni, ale na coś jak właśnie "Na dłoni" mam niezwykłą alergię. No, ale czas to uargumentować (podtrzymuję zapewnienie, że nie będzie to długa rozprawka):
Śpiewa się, gdzie można znaleźć to pseudoszczęście tudzież wskazuje się, jak je zdobyć, ale jak już przychodzi do tego, czym ono właściwie jest, to jest już gorzej.
Otóż, po pierwsze i najważniejsze: czym zatem jest to szczęście, o którym śpiewa Anna?
Tak łatwo z rąk wymyka się.
Ucieka wciąż, znika we mgle.
A ty je chcesz na własność mieć.
Chcesz zamknąć na klucz. Przed światem schować.
Skryć jak skarb, swój prywatny skarb.
Niemożliwe.
Bo szczęście to przelotny gość.
Szczęście to piórko na dłoni,
co zjawia się, gdy samo chce
i gdy się za nim nie goni.
Tym więcej chcesz im więcej masz.
Wymyślasz proch, chcesz sięgnąć gwiazd.
Lecz to nie to, nie to, nie tak.
I ciągle czegoś nam brak do szczęścia,
wciąż nam brak, tak zachłannie brak.
Otwórz oczy.
Szczęście to ta chwila co trwa,
niepewna swojej urody.
To zieleń drzew, to dzieci śmiech.
Słońca zachody i wschody.
*****
więc nie patrz w dal,
bo szczęście jest tuż obok nas.
W zwyczajnym dniu, w zapachu domu,
wśród chmur, w ciszy traw.
Jest blisko nas, blisko tak, blisko tak!
Czyli wychodzi na to, że niesamowicie pragnę (a przynajmniej powinienem!) mieć dla siebie coś, co właściwie... to nie wiem, czym jest. No bo tak - jest "blisko nas", "w zwyczajnym dniu", w "zapachu domu", etc. Zatem dokładnie to ja nie wiem, gdzie go szukać. Ale ten mój przedmiot pożądania jest niebywale ulotny i nie da się go zatrzymać dla siebie. Wyskakuje jak Filip z konopi, nigdy nie wiadomo, kiedy go się spodziewać. Zatem, zgodnie z logiką - po co w takim razie jest mi potrzebne, skoro: a) nie wiem, co to jest; b) nie wiem, jak je zatrzymać, c) nie jest łatwo je znaleźć (a przynajmniej tak sugeruje tekst). Poza tym jest złośliwe, skoro "pojawia się, gdy chce", ale "gdy się za nim nie goni".
Czy może zatem szczęście jest wolnością od wszelkich problemów i trosk, jak to sugerują nam media i wielu ludzi dookoła?
I tu pojawia się odpowiedź przecząca, bo skoro jest ono "w zwyczajnym dniu", a w przeciętnym dniu pojawia się problemów najwięcej (tzw. troski dnia codziennego), to szczęście jest pełne problemów.
To w takim razie czy jest ono wolnością od... od wszystkiego?
Też nie, bo skoro tak pragniemy szczęścia, to już jesteśmy przez nie zniewoleni.
To, skoro szczęście jest zniewoleniem i jest pełne problemów, to czy warto je mieć?
Ano właśnie. Czy w ogóle da się czerpać szczęście z tego, co nas otacza?
Jasne, da się. Tak odpowie większość i ja się pod tym podpisuję. Ale nadal nie wiemy, czym to szczęście jest...? AMJ śpiewa, że "czegoś nam brak do szczęścia" - no właśnie, więc skoro nam brakuje, to czy uzupełnimy tę lukę "chwilą, co trwa"? Seeeerio? Czy ktoś z tutaj obecnych posiada taką umiejętność?
Każdy ma swój system wartości i swój charakter (wiem, banał), więc jakoś mi się nie wydaje, żeby każdy umiał tę lukę w szczęściuzapełnić "zielenią drzew" (mimo, że NADAL nie znamy definicji tegoż zjawiska i nie wiemy, czy naprawdę warto go szukać).
I jeszcze drugi powód beznadziejności tekstu w mojej opinii. Dzisiaj (chociaż piosenka ma 10 lat, wtedy też to było aktualne) tekst (tudzież wiersz) musi być nowatorski, odkrywczy, zostawiać miejsce na refleksję i niedopowiedzenia, na przenośnie. A to, co widzimy wyżej, jest wtórne i banalne. Zewsząd słyszymy dokładnie to samo, o czym śpiewa AMJ.
Może zatem skoro tak wiele osób o tym mówi/śpiewa/pisze, to jest to prawda?
"Whenever people agree with me, I always feel I must be wrong" ~ Oscar Wilde.
Jeszcze jedno - przepraszam wszystkich, którzy czują się urażeni, że "gówniarz się wymądrza".