wywiad ze szczecińskiej Wyborczej

„Ojciec założyciel„ Listy, jej twórca i wieloletni główny Prezenter. Pomysłodawca Topu Wszech Czasów. Przez ostatnie trzy dekady (z drobnymi przerwami) jest cotygodniowym gościem w naszych domach...

Moderatorzy: ku3a, tadzio3, ku3a, tadzio3

Awatar użytkownika
Yacy
Posty: 21971
Rejestracja: wt gru 27, 2005 11:14 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: not. 67 30.07.1983
Lokalizacja: Elbląg
Kontakt:

wywiad ze szczecińskiej Wyborczej

Post autor: Yacy »

http://szczecin.wyborcza.pl/szczecin/1, ... z42j4qYkDA


Dziennikarz muzyczny Marek Niedźwiecki we wtorek po raz kolejny przyjechał do Szczecina. Najpierw w Empiku w Kaskadzie opowiadał tłumowi słuchaczy o swojej książce "Australijczyk", potem poprowadził koncert Mario Biondiego. My spytaliśmy go o nieznane szczegóły z 34-letniej historii Listy Przebojów Trójki.



Mariusz Rabenda: Za miesiąc lista Trójki skończy nieokrągłe 34 lata. Jak powstało pierwsze notowanie? Ty je ułożyłeś, czy słuchacze?

Marek Niedźwiecki: Pierwszą listę ułożyłem ja, ale tylko z propozycji. To było 17 kwietnia, tydzień przed pierwszym notowaniem. Kierowałem się oczywiście własnym gustem, ale przede wszystkim tym, co graliśmy w "Zapraszamy do Trójki". Zwłaszcza popołudniowa audycja była taką tubą, która lansowała piosenki na listę. Wziąłem z półki to, co graliśmy i na tej podstawie powstała dwudziestka. Nie mam jej w tej chwili. Ponoć fani mają, ale w moich archiwach nie ma. Zresztą to, tak faktycznie, nie było notowanie.

Raczej notowanie zerowe.

- Właśnie. Chyba nie było tam kolejności. No bo jak? Sam nie mogłem tego ułożyć. W każdym razie na tej podstawie słuchacze ułożyli tydzień później prawdziwe pierwsze notowanie.

Czyli oficjalnie pierwszym numerem jeden jest "I'll find my way home" Jona & Vangelisa?

- Tak. Byłem sercem za Maanamem, którego "O! Nie rób tyle hałasu" wtedy graliśmy. Jedynie te dwie piosenki miały ponad 100 głosów z kartek pocztowych. Liczyliśmy to "na piechotę". Robiłem kwadracik i przekreślałem. To było pięć głosów. Chciałem, by Maanam wygrał, ale Jon & Vangelis mieli trzy głosy więcej. Ale tydzień później już Maanam był pierwszy.

Zawsze kibicowałeś polskim wykonawcom na liście?

- O tak! Zwłaszcza na początku. Lista wystartowała zaraz po tym, jak zaczął się muzyczny polski boom. W 1979 r. pierwsza płyta Perfectu z "Nie płacz Ewka". Pierwsza płyta Maanamu też była zresztą przed startem listy. "O! Nie rób tyle hałasu" jest z drugiej, tej białej. Ja w latach 1979-82 pracowałem dla "Studia Gama" w radiowej Jedynce. Tam, razem z Bogdanem Fabiańskim, robiliśmy listę, która składała się z 10 utworów polskich i tyluż zagranicznych. To była taka kalka listy "Studia Rytm" z lat 1968-72. I właśnie na liście "Studia Gama" numerem jeden był "Szał niebieskich ciał" Maanamu. Toteż po latach Kora myślała, że to był pierwszy numer jeden w Trójce. Pomyliło jej się, bo obie listy prowadziłem ja.

Przyszedłeś do Trójki z konkretnym zadaniem: zrobienia listy przebojów?

- Tak. Ja zawsze marzyłem o pracy w Trójce, ale także o robieniu listy przebojów. Pierwszą robiłem jeszcze w Studenckim Radiu Żak w 1973 r. Potem, gdy szefem redakcji muzycznej w Jedynce był Witold Pograniczny, namówiłem go do robienia listy "Studia Gama". Gdyby nie stan wojenny, to pewnie na stałe wylądowałbym w Jedynce. Lista w Jedynce miała 19 wydań. To ostatnie miało być jednocześnie pierwszym nagranym dla telewizji. Stan wojenny ustrzegł mnie, bo ja nagrywałem ten program, wiedząc, że tego nie chcę. Telewizja nie jest moim medium, a poza tym wtedy nie było clipów wideo. To była popelina, ale nie została zaprezentowana.

Na ile lista trójkowa była kreowana przez ciebie? Bo wiadomo, że Trójka nigdy nie grała i do dziś nie gra każdej muzyki.

- Przeze mnie nie. Raczej przez redakcję muzyczną, czyli tych, którzy grali muzykę w Trójce, tj. Piotra Kaczkowskiego i Wojciecha Manna. Czy zespół Radio Kuriera, który przeszedł do Trójki, czyli Sławka Zielińskiego, Jarka Kaweckiego i Wojtka Reszczyńskiego. To oni kreowali muzykę, bo przed audycjami, które prowadzili, brali z półki te utwory, które im pasowały. Ja też, bo również miałem swoje audycje.

Prowadząc listę, nie ukrywałeś swoich sympatii. Choćby do Dawida Bowiego.

- A słuchacze mieli swoje zdanie i Bowie miał słabiutko, bo pierwszy jego numer jeden u nas to "Absolute Begginers". A nie te wszystkie wspaniałe rzeczy, takie jak "Let's Dance" czy "Modern Love". Może dlatego, że nie starałem się narzucać swego gustu. Nie miałem prawa tego robić. W Markomanii mogłem powiedzieć, że Duran Duran to słaby zespół albo że Shakin' Stevens to "Trzęsący się Stefan". Na liście nie wolno mi było tego robić. Ludzie reagowali natychmiast. Pisali na kartkach: "nie obchodzi nas Twój gust. Masz podać wyniki listy".

Było paru wykonawców, którzy by pewnie nigdy nie zaistnieli, gdyby nie Lista Trójki. Choćby Classix Noueaux.

- To najlepszy przykład. Oni w Anglii mieli jeden numer jeden "I It A Dream?". Inne utwory tam nawet nie zaistniały: ani "Heart from the Start", ani "Never, Never Comes" czy "Never Again". U nas były hitami. To tutaj się stało. Nie wiem dlaczego. To znaczy wiem. To był pierwszy zespół z Anglii, który przyjeżdżał do nas na trasy koncertowe. Myśmy wcześniej tego nie mieli.

Kto jeszcze?

- Zespół Budgie - w ogóle nieznany tam, u nas przez chwilę był bogiem. To dzięki Piotrowi Kaczkowskiemu, który go wylansował, a miał znacznie większą "siłę rażenia" niż ja. Pewnie znalazłoby się jeszcze więcej lokalnych wykonawców. No i przede wszystkim polskich, których wylansowała Trójka i lista.

Bywały też "zakazane piosenki".

- Prawie w ogóle tego nie odczuwałem. Zwykle było tak, że jeśli jakiś utwór przeszedł weryfikację przez cenzurę, to wolno było go grać. Oczywiście były takie przypadki, jak "Autobiografia" Perfectu, którą ponoć ukrył w szafie Piotr Kaczkowski. Przetrzymał i gdyby nie to, byłaby skasowana. Nie wiem tego na pewno. Pamiętam "Praktyczny kolor" zespołu Exodus, w którym było, że wszystko jest szare i my jesteśmy szarzy. Przyszedł cenzor i mówi: "Jak to szare? Tak nie może być. Należy to zdjąć". Ale to nigdy nie był przebój i zatrzymał się na poczekalni.

"Mniej niż zero" Lady Pank też nie podobało się władzy.

- Tak. Mówiło się, że to piosenka o Grzegorzu Przemyku. Nawet potem dotarłem, bodaj w 1990 r., do takiego dokumentu, w którym było napisane: „Metodami operacyjnymi spowodować, by piosenka » Mniej niż zero «zespołu Lady Pank spadła z Listy Przebojów Programu Trzeciego”. I dziennikarz, który do tego dotarł, mówi mi kiedyś: „I spadła”. A spadła, jak każdy utwór. Była cztery razy na pierwszym, potem na czwartym, siódmym, szesnastym miejscu i w końcu spadła. Jak ja parafrazuję „All Things Must Spaść”. To nie było „metodami operacyjnymi”. Nigdy celowo niczego nie wykluczałem z listy. Nawet gdy Maanam nie zagrał dla jakichś przyjaciół radzieckich i dyrektor programowy powiedział: „Maanamu nie gramy”, odparłem: „Jak nie gramy, kiedy ja mam trzy utwory na liście”. Wymyśliłem więc dżingiel z samymi werblami z utworu „To tylko tango”. Słuchacze szybko, pocztą pantoflową dowiedzieli się, o co chodzi. Utwory były w notowaniach, choć formalnie Kora nie śpiewała. Po kilku tygodniach zakaz cofnięto.

Były momenty, że chciałeś zamknąć listę?

- Ona traciła popularność, bo jednak - w czasach przed internetem - wysyłanie kartek to była upierdliwa robota. Kiedyś wymyśliłem więc, że listę kończymy za 10 notowań. Potem za dziewięć, osiem, siedem... i przy trzecim do końca kartki znów zaczęły przychodzić. Raz też wymyśliłem - teraz bałbym się to zrobić - że co drugi tydzień ja będę listę układał. Był rok 1990. Wtedy Tracy Chapman z utworem "Freedom Now" wygrała, choć faktycznie była na 26. miejscu. Chciałem włożyć kij w mrowisko i sprowokować ludzi do głosowania. Gdy przyszedł internet, lista odżyła. Teraz przychodzi od 6 do 9 tys. głosów tygodniowo. To już jest reprezentacja taka, że nie trzeba wstydzić się, prezentując notowania.

Chciałeś też "zamknąć listę", gdy przyszedł kryzys w polskiej muzyce, czyli w latach 90.

- Tak. Zawsze mówiłem, że lista jest tak mocna, jak mocna jest polska muzyka. "Autobiografia" kiedyś zdobyła 1700 głosów - kartkami pocztowymi. Tak silna była lista. Drugi utwór miał wtedy 900 głosów. Potem Republika biła kolejne rekordy. Następne 1700 głosów oddano na "Białą flagę". Teraz internetowo "Lazarus" Bowiego dostał 3 tys. głosów przy 9 tys. głosujących. Lista rośnie w siłę, ludzie chcą głosować, gdy są dobre polskie piosenki. W tych czasach, o których wspomniałeś, zdarzyło się, że najwyżej notowaną polską piosenkę miały Wilki na 17. miejscu. A w ubiegłym roku, poza Bowiem, tylko Hozier był numerem jeden spoza Polski. To był bardzo dobry rok polskiej muzyki.

Za rok kolejny ważny jubileusz. Coś się zdarzy z tej okazji?

- Ja nie wiem, czy lista dotrwa do tego czasu. Ja się postarzałem, Piotrek Baron nie chce sam tego ciągnąć. Może to dobry moment, by powiedzieć sobie dość.

Od jakiegoś czasu jesteś na rynku literackim. Dwie twoje biograficzne książki, teraz przyjechałeś do Szczecina z książką "Australijczyk". Jak zacząłeś pisać?

- Pierwsza książka miała być o Australii. Po bodajże 11. mojej podróży tam marzyłem, by wydać album ze zdjęciami i moimi wspomnieniami. Agora miała być wydawcą tego albumu. Ale wówczas zacząłem też na blogu odnosić się do tego, co się dzieje. Więc wydawca stwierdził: "Australia poczeka, bo to, co pan pisze o sobie, jest ciekawsze". Potem historia powtórzyła się jeszcze raz, z innym wydawcą. Wreszcie, jak mi zaproponowano wydanie kolejnej książki, powiedziałem: "Albo Australia, albo nic". Zgodzili się. Dali czas do końca lipca. W Polsce było 38 stopni w cieniu, pisałem dzień w dzień, czując się, jakbym był w Australii.

Australia jest twoją miłością od pierwszego wrażenia?

- Tak. Był 6 stycznia, wylądowałem w Perth. To była moja pierwsza w życiu podróż z zimy do lata. Wysiadłem z samolotu, było błękitne niebo, świeciło na nim słońce, wokół pachniało. Smaki, zapachy, kolory, przyroda, natura. Także ludzie i ich dewiza "No worries mate" - "Nie przejmuj się". Oni tak tam żyją. Teraz byłem tam już 19. raz. Bo ja tak mam, że nie muszę w nowe miejsca. Lubię wracać do miejsc, które lubię, choć już tam byłem.

Niczym Zbigniew Wodecki. Kto by pomyślał, że będzie na szczytach listy Trójki?

- O tak! Zbyszek Wodecki pięknie wrócił. I ja też wracam.

Od dwóch, trzech lat wracasz do Szczecina.

- To wina Sylwka Ostrowskiego. Zaczęło się od tego, że Sylwek zapytał mnie, czy nie poprowadziłbym w Szczecinie koncertu jazzowego. Powiedziałem mu przewrotnie: "Tak, ale jeśli Kari Bremnens przyjedzie". I ją sprowadził. Nie mogłem się wymigać. Potem Sylwek mówi: "zaproponuj kolejnego". Wymyśliłem Silje Nergaard. Też załatwił. Następny był Thomas Dybdahl, w ubiegłym roku, ale ja nie dojechałem, bo się przeziębiłem i straciłem głos. No i teraz Mario Biondi [8 marca w Trafostacji - red.].

Kogo wymyślisz następnego?

- Kogoś, kogo mu się nie uda załatwić.
Awatar użytkownika
adameria
Posty: 11784
Rejestracja: sob maja 03, 2008 5:12 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 36/37/38, 1.R.-B.F.
Lokalizacja: Kraków
Kontakt:

Re: wywiad ze szczecińskiej Wyborczej

Post autor: adameria »

Przed momentem także przeczytałem ten wywiad i myślę, że nie wiadomo na ile to "strachy na lachy",
a na ile szczere przemyślenie. Być może to jest moment, kiedy trzeba będzie stanąć murem za LP3.
Awatar użytkownika
1981
Posty: 4205
Rejestracja: czw sty 26, 2006 11:27 pm
Lokalizacja: Hangzhou

Re: wywiad ze szczecińskiej Wyborczej

Post autor: 1981 »

Lata lecą, ludzie się starzeją. Uważam, że w którymś momencie (np. po tysięcznym notowaniu, albo po odejściu pana Marka do Złotych Przebojów), trzeba było zacząć poszukiwanie (i "wychowywanie") ewentualnego następcy. Nie wiem, czy takie działania zostały powzięte, ale nie chciałbym, byśmy obudzili się z ręką w nocniku.
Lista Przebojów Programu Trzeciego ma zbyt wielkie znaczenie, by tak po prostu się skończyła.
Awatar użytkownika
dannar
Posty: 4102
Rejestracja: pt maja 02, 2014 10:42 am
Listy Przebojów Trójki słucham od: 2012
Lokalizacja: Szczecin

Re: wywiad ze szczecińskiej Wyborczej

Post autor: dannar »

Pełna zgoda z przedmówcą. Nie chce mi się wierzyć, że w całej Trójce nie ma ani jednego redaktora, który chciałby przejąć stery nad Listą. Dziwię się, co prawda, że nie jest to Piotr Baron, ale nigdzie nie było napisane, że audycja będzie miała tego samego (tych samych) prowadzących do końca świata.
ODPOWIEDZ