
Oniryzm, chaos i bezsens, część I
Nikos przechadzał się po karczmie. Czuł jeszcze zmęczenie podróżą, ale nastrój zdecydowanie mu się poprawiał. Od rana wszystko było inne, poranny gulasz był dobrze doprawiony przyprawami korzennymi, dzień rysował się pełniejszymi kolorami a i ludzie w okół wydawali się żywsi i czymś podekscytowani. Podejrzewał, że to właśnie atmosfera, którą roztaczali tak mu się udzielała. Było też ich podejrzanie wielu. Zawsze wiedział, że jego ulubiona gospoda była trochę niedoceniana i zwykle nadto opustoszała, ale nie do tego stopnia, by gromadziła tłumy, z których część musiała spać na korytarzu. Początkowo zignorował ten fenomen, ale siedząc przy popołudniowym trunku zaczął wszystko powoli rozważać. Wobec paru głupich idei i braku wskazówek postanowił się przełamać i zbliżyć do ludzi.
Wkrótce otaczało go już wiele opowieści i plotek, którymi dzielili się ludzie. Nie do końca rozumiał kontekst czy znaczenie co jeszcze bardziej rozpalało w nim ciekawość. Historie wydawały się niezwiązane ze sobą, ale czuł, że coś je łączy. Każdy chętnie dzielił się czym wiedział i słuchał innych. Nikos najpierw usłyszał o pewnej grupie mężczyzn, którzy walczyli z nędzą. Podobno nosili rytualne maski, a wbrew szaleństwu, które ich otaczało odnosili sukcesy. Były też opowieści o zatraconej zielonej dolinie czy opowieść o końcu dni chwały. Wiele emocji wzbudzały mniej pewne i kontrowersyjne, zwłaszcza ta o negowaniu faktów naukowych.
Wkrótce trafił do pomieszczenia, w którym zebrał się duży tłum. Ludzie otaczali dziwnego człowieczka, którego nazywali Wtajemniczonym. Przerzucał kilka arkuszy to na prawo, to na lewo i co pewien czas spoglądał w publiczność. Był oddzielony jedenastoma świecami od reszty. Chociaż był centralnie wystawiony, nie był najważniejszy - za nim siedział oparty o ścianę Odpowiedzialny. Dźwięk jego gitary rozbrzmiewał cicho nadając więcej napięcia do całego dziwnego tytuału.
Dużo szeptano o dniu, którego nie ma. Nikos był coraz bardziej zgubiony. W końcu spojrzał w oczy dziwnej postaci na środku i pojął. Nie przyszło by mu to do głowy, fakt oczywisty, banalne spostrzeżenie, ale dopiero teraz go olśniło. Myśli kaskadami przełamywały nowe poziomy zdziwienia, gdy pędził do drzwi. Wybiegł na zewnątrz i chłodne powietrze natychmiast wyostrzyło jego zmysły. Padł na kolana, sięgnął dłońmi w dół i podniósł kilka świeżych płatków śniegu.
Zima, Zima wróciła!
TBC.
(Małe problemiki techniczne wyskoczyły)