Ha, przeciez ja jeszcze nie napisalem swojego opisu zlotu! To nadrabiam zaleglosci.
Tygodnie przygotowan, dogadywania szczegolow, dziesiatki maili - kto bedzie, kto nie, gdzie bedziemy, kiedy startujemy, co bedziemy robic, czego sluchac, co jesc. W koncu wszystko ustalone, ale jak zwykle troche rzeczy pozostawionych, zeby pojsc na zywiol. Przyszedl wreszcie TEN piatek. Decyzja rano - co zalozyc. Tak, to bedzie jedna z moich ulubionych koszulek z okladka "Toxicity". I wyjazd do pracy.
Ustalone z Bobbym, ze on spotyka sie z Szakalem, a potem Leszkiem, ja do nich dolaczam po pracy i jedziemy na Mysliwiecka. Wreszcie, mozna wyjsc z pracy. Jade tramwajem, dzwoni Bobby. Sa problemy, samochod mu nawalil, ale najwazniejsze, ze Szakal juz jest. Chwile pozniej informacja, ze takze Leszek juz odebrany z dworca i chlopaki czekaja na mnie. Spotykamy sie przy stacji metra Centrum i szybka dyskusja jak sie dostac na Mysliwiecka. Nie jest daleko, wiec postanawiamy pojsc na piechote. Nie bedzie tloku, a przy okazji bedzie mozliwosc lepszego poznania sie. Pol godziny mija jak z bicza strzelil i jestesmy juz w budynku Trojki.
Siedziemy w hallu, omawiamy rozne rzeczy, robimy pierwsze zdjecia i czekamy by przed 20.00 pojsc na gore. Dzwonimy do trojki, mowimy, ze jestesmy i prosimy czy ktos moglby po nas zejsc. Pozostaje formalnosc - trzeba sie u straznika wpisac do zeszyciku z lista obecnosci. Nie ma na to duzo czasu, bo Helen, ktora po nas zeszla, pospiesza nas, bo musi odbierac telefony od sluchaczy, ktorzy dzwonia by wygrac bilety na koncert Sofy. Rozmowa z Helen jest krotka - musi uciekac do swojego pokoiku. Stoimy wiec na korytarzu, jedni po raz pierwszy, inni po raz przynajmniej -nasty. No i czekamy na 20.00 i na Marka, w miedzyczasie rozmawiajac i sluchajac rozbrzmiewajacej na korytarzu Poczekalni.
Jest, wychodzi. "A wiec to Wy?". Tak, to my
. Wita sie z nami po kolei i jak zwykle nie omieszka spytac mnie czy wciaz rosne
. Mowi, ze zaraz wroci i wejdziemy do studia. Zaraz wiec zacznie sie najbardziej oczekiwana i jednoczesnie zapewne najbardziej stresujaca czesc wieczoru. Marek mowi, zebysmy weszli, on jeszcze pojdzie po cos. Wchodzimy, i tak jak juz wczesniej pisalem - plecak po sciane i biegiem do stolika, by zerknac na wyniki notowania. YEEEEEEEEAAAHHH
"Bylabym" na pierwszym! Cos cudownego! Jeszcze tylko przeleciec wzrokiem po wynikach notowania. Udalo sie, "Starlight" w koncu w trzydziestce.
Wchodzi NieDzwiedz, ustalamy co i jak, siadamy wokol stolu. Marek chce, zebysmy mieli wejscie juz teraz, przed 28. miejscem, czyli "Miedzy nami", ale przeciez to nie wszystko jedno przed czym sie wejdzie na antene, wiec pytam czy daloby sie chwile pozniej, przed 26. miejscem, czyli "Starlight", bo to nasz forumowy numer jeden. Mamy wiec kilka minut, zeby sie jeszcze podenerwowac. Rozmawiamy z Markiem, pytamy o rozne rzeczy, a on w miedzyczasie stara sie jeszcze czytac maile od sluchaczy.
W koncu nadchodzi ta chwila kiedy wchodzimy na antene. Za kazdym razem to duze przezycie. Jak wypadlismy to sami mozecie ocenic. Potem juz reklamy i Marek mowi, zebym zapowiedzial nastepna piosenke. Zakladam wiec sluchawki, zeby slyszec jingiel mowiacy o nowosci na Liscie i wstrzelic sie w krotka cisze po srodku. Udalo sie. Nie zawsze sie udawalo, ale po to zbieralo sie tamto doswiadczenie, zeby teraz wyszlo tak jak trzeba
. Potem juz rozmowy z Markiem, pytania, autografy, zdjecia. Ponad pol godziny minelo nieprawdopodobnie szybko. W koncu nadeszla chwila opuszczenia studia. Na pozegnanie dostajemy po trojkatnym kubeczku.
Potem nie bez przygod jazda do osrodka, przy okazji trzeba holowac samochod Bobbiego. Rozemocjonowani opowiadamy o wrazeniach z ostatniej godziny. Po drodze odwiedzamy stacje benzynowa, zeby zaopatrzyc sie w zupe chmielowa i paluszki. Pizza bedzie zamowiona telefonicznie. Jestesmy na miejscu, a Bobby jedzie po sprzet grajacy. W pokoju probuje polaczyc sie z netem, zeby od razu przeczytac co sie dzialo na forum w trakcie naszej obecnosci w studio, ale niestety okazuje sie, ze sa problemy z polaczeniem. Ciekawosc bedzie wiec zaspokojona dopiero w domu, po powrocie ze zlotu. Poki Bobby nie przywiezie sprzetu i plyt serwuje Szakalowi i Leszkowi troche nagran SOAD
. Nie protestuja, moze tylko z grzecznosci
. No ale potem leci tez Coma, Myslovitz i inne. W koncu jest i Bobby. Pomagamy w rozniesieniu sprzetu i rozstawieniu. Telefon i czekamy na strawe, ktora przyjezdza tuz przed polnoca. Teraz dopiero zoladek zaczyna sie domagac swoich praw, wczesniej z emocji nawet nie czulo sie glodu. Schodzimy do duzej sali, gdzie rozstawilismy sprzet. Wlasciwa czesc zlotu czas zaczac.
Bobby puszcza nam rozne arcyciekawostki ktore przygotowal. Kolejne kwadranse mijaja, a my siedzimy i sluchamy. Szakal w pewnym momencie zaczal przysypiac, ale to i tak nic w porownaniu ze mna. Gdy sen zaczal mnie morzyc i poddalem mu sie, zasnalem na dobre. Chlopaki podobno specjalnie puscili na full "Infra-red", ale i to mnie nie obudzilo. Jakos nie chce mi sie w to wierzyc
. Chyba cos sciemniaja
. Ale bylo to juz po 2.00, wiec mysle, ze jestem usprawiedliwiony
.
Rano na stolowke na sniadanie. Okazuje sie, ze wlasnie w tym momencie przyjechal ostatni zlotowicz - JaceK, potem notorycznie nazywany Piotrem. Jestesmy wiec w komplecie. Rozstawiamy sprzet na zewnatrz, przy ognisku. Podoba sprzyja nam calkowicie, jest po prostu przepieknie! Sluchamy kolejnych nagran, dyskutujemy, wyjasniamy sporne sytuacje, przypominamy sobie ciekawostki, robimy zdjecia wiewiorkom i nie tylko. Okazuje sie jednak, ze bardzo pozne pojscie spac daje sie we znaki, a moze to rzeczywiscie te oliwki z pizzy. Nie proznujemy rowniez przy obiedzie i staramy sie efektywnie wykorzystac czas. Dzien jednak zbliza sie ku koncowi. Przed pozegnaniem nas, JaceK oferuje jeszcze podwiezienie nas do pobliskiego sklepu, by zrobic zaopatrzenie na kolacje i sniadanie. Korzystamy z pomocy, a potem niestety zegnamy sie z naszym adminem.
Dla pozostalej czworki to jednak jeszcze nie koniec atrakcji tego dnia. Teraz czeka nas zadanie wazny i okazuje sie, ze wcale nie latwe - trzeba rozpalic ognisko. W koncu sie udaje, a wrazenie rozkoszowania sie dzwiekami Topu Wszech Czasow przy ognisku jest zapomniane! Mimo zrobienia zakupow, nie mielismy pelnego ekwipunku ogniskowego i na kolacje znowu zamowilismy pizze. Dla kazdego z nas byla to pierwsza pizza jedzona przy ognisku
. Smakowala niepowtarzalnie. Wyobrazcie sobie lezenie na drewnianej laweczce, patrzenie w rozgwiezdzone niebo i sluchanie wyjatkowych dzwiekow najlepszej muzyki wszystkich czasow, zmieszane z charakterystycznym dzwiekiem drew palonych w ognisku? To wspaniale podsuwowanie zlotu. Potem juz tylko zbieramy caly sprzet do budynku, sprzatamy i idziemy spac. Rano pozegnanie i wyjazd.
Tydzien pozniej sluchanie Listy takie normalne, we wlasnym domu, bylo jakies dziwne, inne niz zwykle. Chcialo sie znowu byc na zlocie, wspolnie sluchac i komentowac na biezaco. Ja na pewno chcialbym jak najszybciej to powtorzyc. Moze rzeczywiscie uda sie za pol roku na 25-lecie Listy...