Przepraszam, czy mozna? Ale nie wiem czy mozna...
Zlot. Zawsze czeka sie na niego w zniecierpliwieniu i nie moze sie czlowiek doczekac. Dni sie ciagna. Tym razem bylo inaczej... Dni przed zlotem przeskakiwaly blyskawicznie. Zbyt szybko! Zbyt szybko, bo konczylismy ksiazke. Czas umykal, a ciagle bylo tyle do zrobienia! A tu jeszcze zlot! I jeszcze tyle rzeczy niepozalatwianych! Na szczescie w pore wykonany telefon do Bobbiego okazal sie zbawienny i nadeszla odsiecz. Dzieki, Bobby!
A potem juz nadszedl ten dzien. Ten, w ktorym mial sie rozpoczac zlot, special edition, bo przeciez w poczatkowych planach to mial byc tylko taki półzlot, tylko takie spotkanie w okazji premiery ksiazki, choc wtedy jeszcze nie bylo wiadomo, ze to z okazji ksiazki. No dobrze, bylo wiadomo, ale tylko dla nielicznych. Wszystko spakowane, mozna wyruszac, co ma byc to bedzie. Kazdy dal znac o ktorej przyjezdza, wiec teoretycznie problemow byc nie powinno. Ale chyba nikt nie spodziewa sie, ze ich nie bedzie
. W drodze na Dworzec Centralny dostaje sms'a od Kiefera, czeka juz na peronie. No rzeczywiscie, a wiec zaczelo sie
. Za chwile dolaczaja do nas dominik_fi, Wojtek i adr. Nasluchujemy informacji o pociagach i zastanawiamy sie ktory sie ile spozni i czy przez to damy rade na miejsce zlotu dojechac wczesniejszym pociagiem osobowym, czy bedziemy musieli czekac godzine na nastepny. Niezastapiony w tej sytuacji okazal sie oczywiscie Kiefer, ktory jezdzil koleja. Gary i kajman juz wiedza, ze zamiast wysiadac na Centralnym powinni pojechac dalej i dopiero w Otwocku sprobowac zlapac nasz osobowy. No ale nie wiadomo czy sie uda, moze byc na styk, a moze byc za pozno. Czekamy jeszcze na Megalomaniaka, ktory juz powinien do nas dolaczyc, a cos go nie widac. Nadchodzi pora przyjazdu nastepnych zlotowiczow, wiec udajemy sie na inne perony, by zbierac towarzystwo i czerpac coraz wiecej radosci z tego, ze grupa sie rozrasta. Nie da sie jednak ukryc lekkiego niepokoju, bo nie ma jeszcze opoznionego pociagu z Krakowa, ktorym jedzie Jarek Blaminsky. Tymczasem pociag osobowy do Srodborowa raczej na nas czekac nie bedzie. Trzeba wiec podjac szybka decyzje - Kiefer prowadzi grupe na dworzec Warszawa Srodmiescie, by zdazyc na osobowy, a ja zostaje i czekam na Jarka. Potem idziemy spokojnie i czekamy na nastepny osobowy, ktory bedzie za godzine. Prawdopodobnie w Otwocku dołącza do nas kajman i Gary. Ach, przeciez jeszcze Megalomaniac! Co z nim?! Dzwoni telefon - tak, to nasza zguba. Okazuje sie, ze wlasnie w najlepsze podrozuje sobie metrem
. Goraczkowe tlumaczenie przez telefon jak od metra dojsc na dworzec, zeby spotkac sie z reszta grupy. Moze jeszcze uda sie Andrzejowi zlapac pociag. Tymczasem co sie okazuje?? Ze tlumaczac przez telefon jak dojsc na dworzec nie uslyszalem, ze na inny peron wjechal pociag z Krakowa! 3 minuty przed czasem! To znaczy, tak naprawde jakies pol godziny po czasie, ale spoznienie bylo krotsze niz zapowiadane wczesniej! Co to znaczy? Ze moze jeszcze, jak nam sie pofarci, zlapiemy osobowy i dołączymy do pozostalych. Wbiegam na peron - jest Jarek (choc nigdy wczesniej sie nie spotkalismy
)! W jednym zdaniu tlumacze, ze musimy biec
. No to biegniemy. To musialo byc dezorientujace - spozniony pociag wjezdza na dworzec, nikogo nie ma, nagle ktos wpada, twierdzi ze trzeba biec dalej, co wiec robic??
Sorry, Jarku, za ten bieg z bagazami. Bez tego jednak nie zdazylibysmy. Biegniemy podziemiami dworca, a tu dzwoni mi w kieszeni telefon. O nie, sorki, teraz nie dam radyyyyyy. Pozniej zobacze kto to i oddzwonie. Wbiegamy na peron - jest! Stoi nasz pociag! No... chyba nasz. Jeszcze szybka konsultacja z Kieferem gdzie sa. OK, wbiegamy do pociagu. Uff. Jestesmy! Cala grupa na miejscu! Bo Megalomaniac tez zdazyl
. Cala... No nie, jeszcze Gary i kajman. Oby oni tez zdazyli, ale prognozy nie sa dobre, ich pociag ma wieksze spoznienie i prawdopodobnie nie zlapia nas w Otwocku. Trudno, jedziemy. Siedzimy wszyscy blisko siebie w wagonie pociagu osobowego, sprzyjajacym rozmowom w wiekszym gronie i na odleglosc. Nie da sie nie zauwazyc tej radosci bijacej z oczu kazdego
. A grupa nasza byla calkiem spora - Martyrka, Kiefer, adr, dominik_fi, Megalomaniac 3-owy, jblaminsky, Yacy, ku3a. Na miejscu mial czekac Bobby, a pozniejszym wieczorem mial ze swoją mlodzieza dojechac jotem3. I nie tylko ze swoja mlodzieza... Ale o tym pozniej. Ach, przeciez ktos dzwonil! Kto to byl? Neon.ka! Przeciez miala do nas dolaczyc dopiero w sobote... Dzwonie, zeby sie dowiedziec o co chodzilo. I co sie okazuje?? Ze choc neon.ka nie mogla z nami byc juz w piatek to zrobila co mogla, zeby jak najszybciej pojawic sie na Centralnym, zeby chocby tylko przywitac sie z nami... Magia zlotu
A biorac pod uwage, ze dzwonila do mnie bedac juz na peronie i szukajac nas, a my w tym czasie bieglismy z Jarkiem podziemiami to wynika z tego, ze gdyby pojawila sie minute wczesniej, to jeszcze zobaczylaby nas biegnacych!... Przekazuje wszystkim pozdrowienia od neon.ki, a przy niemijajacej radosci pierwsze dyskusje trwaja az do Otwocka. Tutaj polaczenie telefoniczne z Garym. No tak, ich pociag jeszcze nie jest na miejscu, a nasz juz stoi, wiec niestety chlopaki nie zdazyli i beda musieli dojechac nastepnym, za godzine, choc to przeciez tylko jedna stacja, kilka kilometrow... Tymczasem nasz pociag stoi. I stoi. I stoi. I... dzwoni. Telefon. Gary! Gdzie my jestesmy, bo oni wlasnie weszli do pociagu i to jest chyba ten nasz pociag!
Ha, a wiec udalo sie! Wszystko sie udalo!
Tak, juz za chwile widzimy przedzierajacego sie w naszym kierunku kajmana i tuz obok Garego. Dojezdzamy do Srodborowa, a Bobby juz na posterunku, czeka na nas. Wspolnie idziemy do osrodka, by zakonczyc pierwszy etap zlotu. Jestesmy na miejscu!
Tak, tak, wiem, musze przyspieszyc z tą moją relacją, bo inaczej czytanie jej zajmie caly czas az do nastepnego zlotu. Dzielimy sie na pokoje - Kiefer i ja wybieramy oczywiscie co? Trojke
. Pomagamy Bobbiemu rozpakowac suchy i mniej suchy prowiant, ustawiamy stoliki, podlaczamy sprzet grajacy, a w miedzyczasie fotoreportezy juz szaleja. A bylo ich tym razem rekordowo wielu. Po przygotowaniu sobie srodowiska pracy na nastepne poltorej doby, zaczelismy znowu rozmawiac na wszelakie tematy, co chwile mieszajac sklady dyskutujacych grupek. Powoli jednak organizm zaczynal sie dopominac o swoje prawa i najpierw niesmialo, a potem coraz odwazniej i czesciej przebąkiwalismy o obiecanej pizzy. No wiec szybki telefon do Jotema i pytanka gdzie sa i za ile beda. Ani sie spostrzeglismy jak nastepne pol godziny minelo i Jacek sie pojawil. Od razu odciagnalem go na bok i juz nie mogac wytrzymac z ciekawosci wypytalem o wszystkie szczegoly zwiazane z ksiazka
. A juz chwile pozniej trzymalem jeden egzemplarz w reku! Jejku, nieprawdopodobne uczucie! Tyle pracy, tyle czasu, tyle wysilku, tyle maili i oto jest! I jest tez koszulka. Czyli wszystko jest! Teraz tylko pozostaje opowiedziec o wszystkim forowiczom, bo przeciez nie wszyscy byli wtajemniczeni
. Opowiadamy o ksiazce, odpowiadamy na pytania, robimy sobie zdjecia. Ech, piekne chwile
. I juz chyba w kacie glowy czaja sie mysli o tym jak tez bedzie nastepnego dnia... Wtedy, gdy ksiazke pokazemy Temu-Dla-Ktorego-Powstala. W miedzyczasie spedzamy troche czasu na wybraniu pizzy
. Ba, zeby to jednej! Na tyle osob to niby ile tej pizzy musi byc, zeby wszyscy sie najedli, co?
A to ten chce cala, a to ta polowke, tu z pieczarkami, tu absolutnie bez, itd.
No nielatwe zadanie, naprawde
. A do tego trzeba przeciez jeszcze maksymalnie wykorzystac przyslugujace nam promocje
. W koncu udaje sie z Bobbym zaszyc w kącie i zamowic pizze tak, zeby kazdy byl usatysfakcjonowany. Za chwilke (bo na kazdym zlocie kazda godzina jest tylko krotką chwilą) mozemy sie juz objadac do woli. A dobroduszny kajman stara sie delikatnie bronic swojej jednej jedynej pizzy wegetarianskiej. Na nastepnych zlotach pamietajcie - nie zjadajcie pizzy kajmanowi, bo on w swej dobroci na pewno nie odmowi, ale sam tez przeciez musi nabrac sil, zeby potem mowic
. Emocji duzo, oj duzo, a przeciez tylko kilka godzin spedzilismy razem. I chyba juz kazdy mysli o nastepnym dniu, sobocie. Nie dosc, ze dołączą do nas pozostali zlotowicze i wreszcie bedziemy w komplecie, to jeszcze czekaja nas rzeczy, na same mysli o ktorych kazdemu mocno bije serce - najpierw spotkanie z Niedzwiedziem, a potem wizyta na Mysliwieckiej w trakcie Listy. Trzeba wiec pojsc spac i chocby polowe wymaganej liczby godzin przespac, bo sily beda w sobote niezbedne!
Na sen czasu nie ma zbyt duzo. Powodow jest kilka - polozylismy sie pozno
, szkoda tracic czas, czeka sniadanie, a kto pierwszy ten lepszy, no i przede wszystkim juz niedlugo bedziemy zbierac reszte ekipy na Centralnym. Tak wiec nalezy szybko zjesc, wyszykowac sie na caly dzien i wyruszyc. Z pociagiem na szczescie nie ma problemu i juz niedlugo znajdujemy sie na dworcu. Kilkadziesiat minut czekania i wszyscy ktorzy mieli sie zjawic na dworcu, juz są. Dołączyl Grycek (dzieki zdjeciu wyslanemu dzien wczesniej poznalismy go w sekunde
), dołączyl Leszek, dolaczyli ksch, Jopkolog, Fanatyk, Szakal, Robinson i JaceK. Telefonicznie dowiaduje sie tez, ze kwiaciareczka z mężem rowniez juz sa i za chwile spotykamy sie na peronie. Cala grupa rusza razem ku celowi wedrowki - chcemy zdobyc "Kilimanjaro". Czekamy jeszcze tylko na neon.ke i Ize, ktore maja do nas dolaczyc juz na miejscu i na emmę_em. Niestety gdy jestesmy w drodze, dowiadujemy sie, ze emma_em nie zainstalowala sobie w porę antywirusa i choroba ją zmogla. Wielka szkoda... Moze nastepnym razem? Byloby super! W trakcie polgodzinnego spaceru mamy mozliwosc poogladania przedpoludniowej weekendowej stolicy. Gdy docieramy do naszej restauracji, spotykamy z jotemem, ktory z chlopakami i bagaznikiem wypakowanym ksiazkami i koszulkami, przyjechal oddzielnie. Jest tez Iza, a gdy niedlugo dociera i neon.ka, juz naprawde jestesmy w komplecie. Czekamy tylko jeszcze na naszego goscia, a takze na osoby ktore swoja obecnoscia maja uswietnic to wydarzenie... Ale ale, przeciez inni o niczym nie wiedza, wiec zabieramy sie z Jackiem do wyjasniania wszystkiego. Ci ktorzy nie mieli wczesniej mozliwosci zapoznania sie z ksiazka, maja ją teraz. Kazda ksiazka ponumerowana jest od 1 do 100 i proces wybierania swoich ulubionych liczb kazdemu troche zajmuje. W koncu kazdy przeciez chcialby wziac sobie od razu wpis od Marka
. Gdy zbieramy sie do pakowania pozostalych ksiazek do kartonow, na miejscu punktualnie zjawia sie Marek Niedzwiecki. Trzeba goscia przez kilkadziesiat sekund potrzymac przed wejsciem do sali, bo prezenty jeszcze nie wszystkie sprzatniete
. Witamy goscia oklaskami. Naszymi goscmi sa tez tego dnia Iwona Wieraszko - "Pierzasta" i Basia Stępniak-Wilk. Gdy koncza sie pierwsze pytania do Marka, przechodzimy do glownego punktu programu, do tego na co tak dlugo czekalismy... Do prezentow. Oj, byly obawy... Opowiadamy o ksiazce i wreczamy Niedzwiedziowi egzemplarz z numerem 3. W prezencie jest tez nasza forumowa koszulka. Ale to przeciez nie koniec! Martyrka wrecza jeszcze piekny linoryt podpisany przez zlotowiczow, a kwiaciareczka cudowny bukiet, ktorego zapachami Marek delektuje sie przez kilka dluzszych chwil. Czas biegnie bieublaganie. Zaczyna sie podpisywanie ksiazek. Cala trojka naszych gosci jest mocno zapracowana, zreszta nie tylko podpisywaniem, ale rowniez odwracaniem sie co i rusz w rozne strony do czekajacych juz w gotowosci aparatow fotograficznych. Kilka razy prosimy kelnerow o wstrzymanie sie jeszcze z wniesieniem obiadu. W koncu kazdy jest juz szeroko usmiechniety z powodu zdobytych wpisow i zdjec i mozna przejsc do jedzenia. Po posilku wznieslismy winem toast i na pewno kazdy z nas chcial, by to spotkanie jeszcze trwalo i trwalo... Niestety, czas plynal tam jeszcze szybciej niz zwykle na zlocie. W koncu Basia Stepniak-Wilk musiala juz sie niestety z nami pozegnac, bo prosto z restauracji jechala na dworzec. Kilka ostatnich minut wykorzystalismy na zrobienie zdjec grupowych. Nasi goscie wyszli razem. To bylo wspaniale spotkanie, a emocje w "Kilimanjaro" byly niebotycznie wielkie. Najwazniejsze pytanie - czy Markowi prezenty sie spodobaly? Wystarczy przeczytac wpis na jego blogu z 16.12.2007... To chyba najpiekniejsza nagroda. Dziekujemy!
Pora bylo wychodzic. Zanim wyruszylismy wspolnie na Mysliwiecka, przeszlismy sie jeszcze na Stare Miasto. Gdy bylismy juz w drodze do Trojki zorientowalismy sie, ze czasu wcale tak duzo nie mamy, co zaowocowalo porwaniem sie naszej duzej grupki na 3 mniejsze. Dzieki telefonom wiedzielismy co sie dzieje z innymi i umowilismy sie na miejscu. I faktycznie, Mysliwiecka 3/5/7 - tam sie wszyscy ponownie spotkalismy. Dla jednych to byla pierwsza wizyta w tej "swiatyni", inni po raz pierwszy byli na jednym z wczesniejszych zlotow, a jeszcze inni bywali tez wczesniej. Jednakze dla wszystkich bez wyjatku bylo to kolejne wielkie przezycie. Na poczatku bylo troche problemow ze straznikami, ktorzy nie chcieli nas wpuscic, ale czym by ta wizyta byla, gdyby nie troche nieplanowanej adrenaliny. Zanim pojawiamy sie w korytarzu trojkowym i mamy mozliwosc przywitania sie z Balonikiem, spotykamy Piotra Stelmacha. Rozmowy, rozmowy, rozmowy. Az zal, ze czas nie jest z gumy. Niezastapiona Helen pomaga nam dostac sie na gore i juz za chwile jestesmy, choc wejsc musimy w dwoch turach. Ja jeszcze biegne skserowac wyniki notowania, by dla kazdego wystarczylo. A potem juz opanowujemy trojkowe korytarze i pomieszczenia
. Jedni sa w studio razem z Piotrem Baronem, inni przygladaja sie pracy Michala Jakubika, jeszcze inni probuja sie zmiescic do pokoju w ktorym urzeduje Helen. Sa tez tacy ktorzy probuje odsapnac na korytarzu. Ruch jest ciagly, a chyba takiego oblezenia ten korytarz nie przyzywal nigdy
. Niektorym z nas udaje sie zaistniec na antenie, ale niestety nie dla kazdego wystarczylo czasu. 3 godziny w domu przy Liscie mijaja szybko, ale 3 godziny na Mysliwieckiej - to dopiero jest mgnienie oka! Wyjsc musimy przed pierwszym miejscem, poniewaz w innym przypadku mozemy nie zdazyc na ostatni pociag, choc kajman pokazuje, ze czasem lubi ryzyko - sam zostaje do konca Listy, a potem goni reszte grupy. I udalo sie! Brawo!
"Reszte grupy" z wyjatkiem tych, ktorzy mieli szczescie i zalapali sie na miejsce w ktoryms z samochodow. Tylko ze chyba nikt kto jechal pociagiem nie zaluje - co z tego, ze bylo dluzej, co z tego, ze moze nie tak cieplo - bylo rewelacyjnie! No i ciagle rozmowy, czy w ogole jest sens o tym pisac?! Przeciez to tak oczywiste... Nie tylko o Liscie, bo kajman przypomina nam, ze rowniez dowcipami potrafi sypac z rekawa
. Przypominamy sobie rowniez rozne fakty dotyczace elpetrojki i chyba jako cała grupa pamietamy wszystko, jak nie jedna osoba, to druga, trzecia - co, kiedy, na ktorym, z ktorego, na ktore, przed czym, po czym, jak dlugo itd. No ale niestety, wszystko co dobre sie konczy i w koncu jestesmy w Srodborowie
.
W osrodku czeka juz kolacja, a przy niej mamy mozliwosc kontynuowania rozmow na niezliczone tematy, muzyczne i nie tylko, przeciez zdazylismy sie juz troche poznac. Potem przenosimy sie do drugiej sali. Wieczorem dołączyl do nas Marcin Buchalski. Na spotkaniu dostalismy od Niedzwiedzia kilka plyt z dzwoneczkami, wiec na szybko wymyslamy konkurs "jaka to melodia". Znow pomocny byl Bobby, ktory udostepnil swoje minidyski z muzyka. Gdy plyty sa juz rozdane, pozostaje jeszcze jeden konkurs, tym razem zwiazany z tytulami piosenek nawiazujacymi do Bozego Narodzenia, sniegu itp. - wszak za 10 dni Święta. Reszta wieczoru byla wypelniona rozmowami. Z jednej strony trudno bylo sie oderwac od jednego tematu, a z drugiej zal nie porozmawiac z innymi. W trakcie drugiego zlotu niestety ominela mnie opowiesc Wojtka o tym jak prowadzil swoje statystyki. Tym razem juz nie moglem tego opuscic i sam poprosilem o ponowne opowiedzenie. Na szczescie Wojtek mial ze soba rekwizyty
. No i wiem juz do czego moga sluzyc kubeczki po serkach homogenizowanych i wiem juz jak Lista Trojki moze wplywac na więzy sąsiedzkie
. Niestety zaczelo sie robic bardzo pozno, a dzien byl naprawde wypelniony emocjami i atrakcjami do granic mozliwosci, wiec powoli u niektorych zmeczenie zbyt mocno zaczelo dawac sie we znaki. Grupka dyskutantow powoli sie uszczuplala. Na szczescie gdy byla jeszcze wystarczajaco liczna, Bobby wpadl na pomysl, by... Ale o tem, potem. I mam nadzieje, ze juz niedlugo
. Jednym bardziej pasowaly rozmowy przy grajacej muzyce, a inni przeniesli sie w cichsze miejsca. Jeszcze dalo sie podzielic na mniejsze grupki
. W sasiedniej sali tez odbywano wazne rozmowy. Dziekuje... A czas mijal nieublaganie... Ale zal bylo to konczyc, zal bylo tak zwyczajnie, po ludzku pojsc do lozka spac. Tak wiec stalo sie - dolaczylem do zaszczytnego grona tych, ktorzy nie zmruzyli oka ani na sekunde
.
Potem juz sniadanie. Sniadanie i... kolejna niespodzianka! W nocy tajemniczy Mikołaj podlozyl nam na stolowke torbe z prezentami! Na kazdego czekala plyta! "Jesien. zima. mysli.". A pozniej juz czas pozegnan, ostatnich zdjec, wpisow do ksiazek... Zreszta niektorzy, jak na przyklad Fanatyk, musieli wyjsc na pociag jeszcze przed sniadaniem. A gdyby ktos zapomnial o ktorej ma pociag, to od czego sa zawsze skorzy do pomocy forowicze - rozklad jazdy pociagow prosto ze stacji przywedrowal na nasza stolowke. Oryginal!
W koncu ostatnia grupa musi wyruszyc na pociag. Ale zaraz... gdzie jest kajman?! Ach, przeciez spi!
Czuwal cala noc, a teraz zrywaja biedaka po godzinie czy gora dwoch i każą isc na pociag... No niestety, zlot to nienajlepszy czas na spanie. W domu bedzie trzeba odespac.
Pociag rusza, Srodborow sie oddala. Lecz wspomnienia pozostają żywe. Dojezdzamy do Warszawy. Pozegnanie...
I to juz koniec? I to juz koniec. A kiedy nastepny zlot?! A dlaczego tak pozno?! A dlaczego tak krotko?!
Dziekuje! Wam wszystkim. Kazdemu z osobna. Bylo c.u.d.o.w.n.i.e.
Czwarty zlot forum.lp3.pl.