Mimo zmęczenia intensywnym weekendem, prosto po powrocie do domu zabieram się za napisanie minirelacji z tego, co działo się przez ostatnie dwa dni. Bo wiem, że jak się położę to i tak prędko nie zasnę, a relacja na gorąco będzie bardziej prawdziwa.
Zacznę od podziękowań dla PKP, które zafundowało mi niewielkie, zaledwie dwugodzinne opóźnienie w podróży do stolicy. Później na szczęście wszystko już było zgodnie z planem.
Po krótkim odpoczynku razem z neon.ką, ku3ą, adb3mz i kajmanem (później doszedł jeszcze ksch)ruszyliśmy na Myśliwiecką. Mój pierwszy raz w Trójce...
Byłem "lekko" oszołomiony i przytłoczony faktem, że tam jestem, chyba nie do końca docierało do mnie, że to się dzieje naprawdę...
Wejście na antenę... wiem, nie wyszło dobrze. Spaliłem się doszczętnie. Gdy usiadłem naprzeciwko Balonika i czekaliśmy czułem się jeszcze w miarę dobrze, ale gdy weszliśmy... Serce skoczyło mi gardła, język zaczął się plątać, na najprostsze pytania odpowiadałem w sposób który sporo pozostawiał do życzenia... Nawet nie pamiętam do końca co mówiłem. Pamiętam tylko to, że po wyjściu byłem mocno podłamany, ale na szczęście doszedłem do siebie. Drugie wejście było już chyba trochę lepsze. Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy, potem może być tylko lepiej (w moim przypadku to niemal pewne
).
A kolejny raz na pewno będzie, bo chyba każdy kto choć raz posmakował listy, kto zobaczył jak to wygląda od kuchni to wychodząc stamtąd już myśli o tym, by jak najszybciej przeżyć to znowu.
Co zapamiętam najmocniej? Chyba życzliwość jaka tam, tak po prostu, jest. To, że wszyscy tak bezinteresownie sobie pomagają, dodają otuchy i odwagi... Niesamowita sprawa. Niesamowite przeżycie, którego pewnie nie doznałbym, gdybym pewnego dnia nie wszedł na to forum...
I bardzo się cieszę, że mogłem już poznać malutką część tego forum. Dziękowałem Wam osobiście, tutaj nie będę tego robił. Powiem tylko tyle, że już prawie zapomniałem jak to jest: rozmawiać, rozmawiać, spojrzeć za okno i zobaczyć, że już świt... Fajnie było to sobie wczoraj przypomnieć.
A dziś, zanim dotarłem do domu, zahaczyłem jeszcze o koncert Myslovitz w miejscowości... Masłowice
. Mogłem być tylko przez godzinę, bo byłem uzależniony od swojego brata a bardziej od jego 1,5rocznego synka a mojego chrześnika.
A teraz nie jest łatwo wracać do rzeczywistości.....