Ten temat nasunął mi w pewnym sensie bobby.
Otóż muzyczne ballady są tak samo częścią muzyki jak riffy gitarowe i nadzwyczajne głosy islandzkich wykonawców...
Ale czy nie sądzicie, że takie kawałki jak "Goodbye My Lover", "Life Is Wonderful" czy "Tylko mnie kochaj" to tylko muzyka dla egzaltusiowych kobitek, facetów gejów i dziewczynek po pierwszej miłości? Czy też uważacie może, że balladki to po prostu majstersztyki i są chlubą muzyki bardziej niż Metallica i Sigur Ros?
ocencie sami. ja na razie sie jeszcze nie wypowiem, zeby nie sugerowac jak sie temat potoczy...