XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Potrzeba dyskusji na temat Listy jest tak silna, że łamy Forum to za mało — od czasu do czasu spotykamy się także na Zlotach.

Moderatorzy: ku3a, ku3a

Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

TomaszBr pisze:o przepraszam, ja i Kuba jako jedyni oparliśmy się wszechobecnej modzie ;)
Nie próbuj się wypierać, wszystko widziałem :P
Aro
Posty: 6077
Rejestracja: pt lip 13, 2007 11:08 am
Listy Przebojów Trójki słucham od: 25.08.1984

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: Aro »

wwas pisze:Ze swojej drużyny najbardziej był zadowolony Aro – towarzystwo Martyrki z prawej strony i Weroniki z lewej może niekoniecznie gwarantowało automatycznie zwycięstwo, ale dobre samopoczucie przez cały czas trwania konkursu – zdecydowanie.
Nie tylko samopoczucie, świetne towarzystwo to co najmniej 99% sukcesu. No i muszę wyznać, ze ja byłem tylko ogniwem do dobrej zabawy oraz dbałem o to, aby moim partnerkom z drużyny niczego nie brakowało. A wiecie przecież, że dobry trening to nie wszystko. Musiałem dostarczać odpowiednią ilość białek i węglowodanów. Ważną rolę odgrywa również odpowiednie nawadnianie organizmu. :wink:
Dziewczyny na swoje barki przyjęły najtrudniejsze zadanie, czyli były odpowiedzialne za część merytoryczną. Tym sposobem wspaniale się uzupełnialiśmy. :wink: :D
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Po klęsce trzeba się było pocieszyć czymś przyjemniejszym – trzeba przyznać, że Dixit sprawdza się w tej roli całkiem nieźle. Oczywiście, podczas tej gry też przeżywam emocje, ale są one jakby trochę inne, a kiedy nie uda mi się odgadnąć tej czy innej karty, nie świadczy to w żadnym razie o jakichkolwiek lukach w mojej wiedzy muzycznej, tylko o niezrozumiałych skojarzeniach osoby, która ją wyłożyła.

Po krótkiej dyskusji na wstępie między neon.ką a kajmanem, ta pierwsza zdołała postawić na swoim i dzięki temu sugestia z poprzedniego zlotu została wprowadzona w życie – zamiast siedmiu drużyn dwuosobowych mieliśmy teraz czternaście jednoosobowych. Ponieważ wybór spośród czternastu kart byłby cokolwiek niewygodny, podzieliliśmy się na dwie grupy. Każda z nich rozegrała pełen cykl siedmiu zagadek, po czym po podliczeniu punktów nastąpiło przeformowanie składów – lepsze połowy obu drużyn utworzyły jedną nową, druga uformowała się z gorszych.

Chociaż wspólne zastanawianie się nad odpowiedzią to jedna z najlepszych rzeczy w zlotowych konkursach, a te drużynowe w przeważającej większości lubię bardziej od indywidualnych, to jednak przejście na rozgrywkę indywidualną zdecydowanie wyszło Dixitowi na dobre. Nie trzeba było próbować dopasowywać do siebie dwóch nieprzystawalnych systemów skojarzeń (efekty nie zadowalały wówczas na ogół żadnej ze stron) – teraz każdy mógł bez ograniczeń rozwijać skrzydła, pozostawało tylko pytanie, dokąd dzięki temu doleci. Ja na przykład przy pytaniu o „The Scietist” nie zauważyłem, że na jednej z kart w tle pojawiają się napisane drobnym maczkiem liczne symbole naukowe i wybrałem jakąś inną, przez co punkty przeszły mi koło nosa. Wyciągnąłem jednak wnioski z doświadczeń – chociaż w rogu jednej z moich kart widać było znaczek omegi, oparłem się pokusie zgłoszenia „Gyöngyhajú lány” i zamiast tego wybrałem dużo bezpieczniejsze „I Believe I Can Fly” i kartę przedstawiającą chłopca leżącego na trawie, trzymającego na sznurku unoszący się nad nim balon. Decyzja okazała się słuszna, choć niestety nie wystarczyło to, bym w drugiej rozgrywce załapał się do tej lepszej grupy, ominęło mnie więc mające już teraz poczesne miejsce w historii zlotów pytanie o „Z twarzą Marilyn Monroe” i prawdziwe oblicze tej słynnej aktorki udało mi się poznać dopiero z drugiej ręki...

Nowy system miał w zasadzie tylko jedną wadę – ponieważ grających było więcej, szybciej kończyły się karty (gdyby przed następnym zlotem udało się skombinować jakąś dodatkową talię...). Już po czterech zagadkach stosik gdzieś się rozpłynął – doraźnie rozwiązaliśmy problem, wymieniając się z drugą grupą kartami, które zostały już zużyte. Wystarczyło do końca cyklu, jednak po zmianie grup, kiedy dostałem nową porcję kart, stwierdziłem, że prawie wszystkie już dzisiaj widziałem, w dodatku większość przy tej samej zagadce: „Union of the Snake”, przez co tematy gadzie wyraźnie w moich kartach dominowały. Kiedy zaś wybrałem jedną z nich – smoka zionącego ogniem, któremu nadałem tytuł „Just Breathe” (bo jednak „I See Fire” byłoby zbyt oczywiste, a żadnego tytułu ze słowem „burn” nie potrafiłem sobie przypomnieć), jako jedna z kontrpropozycji pojawiła się... moja poprzednia karta z trawą, chłopcem i balonem, w dodatku to właśnie ona była najczęściej wybierana przez zgadujących (jak stwierdził TomaszBr, wybór był zupełnie oczywisty).

Ogólnie w drugiej rozgrywce poszło mi dużo lepiej niż w pierwszej, najbardziej oryginalnym systemem skojarzeń wykazał się Aro, zdobywając w siedmiu zagadkach cały jeden punkt. Umiejętność nieszablonowego myślenia też bywa jednak bardzo cenna...

Druga drużyna miała w czasie swojej rozgrywki przerwę technologiczną – Tadeusz niespodziewanie się obudził i neon.ka musiała na nieco dłuższą chwilę odejść od stołu. Nie chcieliśmy czekać bezczynnie – myśl o kalamburach pojawiła się niemal automatycznie. Ponieważ było nas akurat siedmioro, szybko uformowaliśmy dwie drużyny trzyosobowe i nawet niespodziewanie skądś pojawiły się nagle propozycje haseł. Jedno z nich okazało się na tyle dobre, że wpędziło drużynę przeciwną na jedną z mielizn, które kryje w sobie język polski. Skoro osoba, którą się posyła to „posłaniec”, należałoby oczekiwać, że osoba, którą się wysyła, to „wysłaniec”, tak też strzelali tadzio3 i falcoeagle. Niestety, autor tekstu utworu Kultu miał na ten temat inne zdanie.

Oficjalna wersja kalamburów rozpoczęła się jednak dopiero chwilę później, gdy sąsiednia grupa zdołała ukończyć swoją rozgrywkę Dixita. Jak się okazało, LLucky przygotował się do zlotu bardzo profesjonalnie – stworzył na swoim laptopie aplikację pozwalającą wyeliminować większość problemów, w tym ten najpoważniejszy z wymyślaniem haseł. Laptop postawił na krawędzi stołu, tak aby nikt poza osobą właśnie pokazującą nie widział ekranu. Dana osoba podchodziła do niego, naciskała przycisk „losuj”, co powodowało wyświetlenie się jednego spośród czterystu tytułów wprowadzonych przez LLucky’ego do bazy. Następnie, gdy opanowała już nieco szok po zobaczeniu tytułu, naciskała przycisk „start”, po czym komputer automatycznie odliczał pięć minut, kończąc charakterystycznym dźwiękiem (choć mam wrażenie, że nieco zbyt cichym).

Oprócz oszczędzania nieprzyjemnego wysiłku podczas wymyślania haseł, istnienie zaprogramowanej bazy, miało jeszcze jedną zaletę – można było trafić na utwór, którego nikt sam z siebie by nie wymyślił. Zapewne znaczna część osób miałaby problem ze skojarzeniem wokalistki Agnes Obel z jakimś konkretnym tytułem, a przecież „The Curse” niewątpliwie ma w sobie kalamburowy potencjał i gdyby nie pięciominutowy limit z pewnością zapisałoby się w historii zlotów jako druga „Histeria”. Niestety, odgrywana przeze mnie scenka, w której jedna osoba macha ręką, a druga zaraz potem upada (lub dzieją się z nią inne złe rzeczy), nie pozwoliła zgadującym nawet zbliżyć się do myśli, że może chodzić o klątwę (potem zaś czekałoby mnie jeszcze cięższe zadanie – przekonać ich, że w tym wypadku klątwa to jednak nie jest „Anathema”).

Spośród pozostałych haseł szczególnie mocno zapisały mi się w pamięci „On the Turning Away” w wykonaniu kajmana (kajman nie wiedział dokładnie, co znaczy „turning”, wykorzystał więc skojarzenie najpierw z „turnią”, a gdy to okazało się za trudne – z „turem”; przedsmak tego, czego możemy się spodziewać dał zresztą na samym początku, pokazując angielskie „on”, jako polski zaimek osobowy), „It’s a Sin” w wykonaniu falcoeagle’a (zakończone niepowodzeniem – Marcin nie znał sposobu pokazywania grzechów wymyślonego przez kajmana podczas zlotu toruńskiego: pokazać jedynkę, objadanie się, dwójkę, złoszczenie się, itd.) i „Perfect Strangers” w wykonaniu młodego Kuby, który do pierwszego z wyrazów podszedł bardzo twórczo, zaczynając od pokazania... autobiografii. Niestety, nikt ze zgadujących nie wykazał się wystarczającą inwencją, by to właściwie zinterpretować, zwłaszcza że przy drugim słowie nastąpiła drobna pomyłka w tłumaczeniu – jednak „stranger” to co innego niż „stronger”, chociaż różni się od niego tylko jedną literą. Niepowodzenie odbił sobie jednak Kuba dość szybko, udowadniając, że nawet język francuski mu niestraszny i brawurowo pokazując „La belle dame sans regret”.

Rozgrywkę zakłócało tylko jedno – co parę haseł ktoś z graczy wstawał i mówił pozostałym „dobranoc”, przy czym z niewiadomych powodów większość osób robiła to dużo wcześniej niż podczas dotychczasowych zlotów. Stosunkowo szybko grono przy stole zrobiło się niezwykle kameralne. Kiedy zaś pozostało nas już tylko trzech: ja, ku3a i LLucky, uznaliśmy, że w tej sytuacji lepiej będzie się pożegnać do rana. Nie spodziewałem się, że tak jak poprzednio doczekamy do chwili, gdy za oknem zacznie się robić szaro – jednak w październiku świt przychodzi sporo później niż w czerwcu. Jednak fakt, że koniec nastąpił grubo przed godziną 4, był dla mnie pewnym rozczarowaniem. (I jak tu teraz zasnąć o tak wczesnej porze?...).
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Luksus w postaci własnego prysznica w pokoju przypadł tym razem w udziale wyłącznie Yacemu i Martyrce, przez co w ramach porannej gimnastyki musiałem wybrać się na spacer przez cały domek w nie bardzo reprezentacyjnym stroju. Na szczęście, mimo że liczba pryszniców w domku w przeliczeniu na głowę była stosunkowo niewielka, udało mi się uniknąć kolizji z innymi potencjalnymi chętnymi. Pozytywnym akcentem było to, że podczas kąpieli nie musiałem w ogóle uważać, żeby nie uderzyć się w głowę, ani też biegać do innego pomieszczenia, żeby skorzystać z umywalki.

Kiedy skończyłem, jollyroger72 wykonał już swoje ulubione zadanie – pomidory były elegancko pokrojone (mój zasłużony zlotowo nożyk mógł więc spędzić cały zlot bezczynnie w plecaku) tak licznie, że wyraziłem nawet wątpliwość, czy na wszystkie plasterki uda się znaleźć chętnych. Nie czekając jednak na potwierdzenie lub rozwianie owej wątpliwości, zacząłem oddawać się ocenianiu, jak tym razem w roli zaopatrzeniowca sprawdził się LLucky. W swojej ocenie postawiłem sobie tylko jedno ograniczenie – najbielszego spośród chlebów lepiej było nie ruszać i zostawić go dla kajmana.

Poprzednim razem w każdym pokoju do dyspozycji były szklanki w liczbie równej liczbie łóżek. Teraz też gdzieś kątem oka udało mi się zobaczyć jedną albo dwie, pochodziły one jednak z jakiegoś innego pokoju – w moim mimo usilnych poszukiwań (w tym odsuwania łóżka, by dostać się do zastawionej szafy ściennej) nie udało mi się znaleźć nic, co by je choć trochę przypominało. Zastanawiam się, czy od czerwca wszystkie się wytłukły, czy przeciwnie – w trosce, aby tak się nie stało, kierowniczka je przed nami pochowała. Herbatę (z wyjątkiem bardzo nielicznej grupy osobników wyalienowanych, którzy woleli kawę) piliśmy więc z konieczności w plastikowych kubeczkach, których też zużycie z tego powodu znacząco wzrosło. Mieliśmy do dyspozycji dwie paczki tychże, prawie nieróżniące się od siebie wyglądem, przynajmniej do momentu nalania wrzątku – podczas gdy kształt kubeczków z jednej pozostawał niemal niezmieniony, te drugie bardzo efektownie się odkształcały.

Jako akompaniament przy śniadaniu, jak również w czasie większości niezagospodarowanych fragmentów zlotu (w tym również tych niezagospodarowanych z powodu trudności ze zgromadzeniem wszystkich osób w jednym miejscu – ku wielkiemu niezadowoleniu niektórych zdarzało się to dość często) służyło nam nagranie VI polskiego topu wszech czasów. Był to ostatni top emitowany w trzech częściach, co dobrze współgrało z tym, że teraz również pojawiał się w poszatkowanych fragmentach, zresztą w kolejności chronologicznej, od najniższych miejsc. „Kochaną” i „Moją krew” mogliśmy usłyszeć już wczoraj, między zakończeniem Listy a konkursem kajmana, teraz gdzieś w tle zamajaczył mi fragment „Cichosza”, w okolicach obiadu można było wsłuchiwać się w dźwięki Comy i „Tak, tak, to ja” (obu z czwartej dziesiątki), w końcu następnego dnia rano „Dni, których nie znamy” oznajmiały, że oto zbliżamy się do ścisłej czołówki, a tym samym zlot dobiega niestety końca. Na szczęście, na razie moment ten był jeszcze stosunkowo odległy.

Podczas śniadania, korzystając z tego, że pewna część zlotowiczów jest zebranych w jednym miejscu, ku3a stwierdził, że to dobry moment, by poruszyć pewną kwestię dotyczącą ABC Listy. Ponieważ tym razem znowu czekało nas prawie 90 minut samej muzyki, a czas przeznaczony na zapowiedzi i zgadywanie można było oszacować na niemalże drugie tyle, miał pewne obawy, czy zdołamy wytrzymać tyle czasu bez zbytniej dekoncentracji pod koniec i w związku z tym zasugerował urządzenie krótkiej, na przykład półgodzinnej przerwy w trakcie. Oczywiście, natychmiast znalazł się głos sprzeciwu – kajman stwierdził, że tego typu zabieg zburzy cały nastrój. Po krótkiej wymianie argumentów za i przeciw, urządziliśmy głosowanie. Wynik wyszedł na tyle wyrównany, że głosy tych osób, które jeszcze nie dotarły na śniadanie mogły go diametralnie zmienić. Od tego momentu więc każdy nowo wchodzący, zanim zdążył usiąść, a tym bardziej dowiedzieć się o dotychczasowych wynikach, był proszony o opowiedzenie się po jednej ze stron. Kiedy zatem pojawił się Yacy, ku3a powitał go długim wywodem, jakie to znużenie wywołuje u ludzi długotrwałe wykonywanie tej samej czynności, na co kajman odpowiedział podobnym – jak trudno skoncentrować się na danej czynności, kiedy trzeba ją co chwilę przerywać. Nieco zaskoczony nietypowym powitaniem Yacy przez chwilę zaniemówił, potem jednak, przemyślawszy argumenty obu stron, opowiedział się po stronie ku3y, przeważając tym samym szalę zwycięstwa.

Kiedy chwilę później pojawiła się Martyrka, kajman, chcąc wykorzystać ostatnią szansę uratowania swojej opcji, zmienił taktykę – zabronił ku3ie przywoływania jakichkolwiek argumentów, a powitanie Martyrki ograniczył tylko do prostego pytania: z przerwą czy bez? Zmiana taktyki okazała się jednak niekoniecznie dobrym pomysłem, a Yacy i Martyrka – nader zgodnym małżeństwem. Nieprzestraszona zupełnie Martyrka, zdecydowała szybko: z przerwą, przypieczętowując tym samym ostatecznie los dzisiejszego popołudnia, po czym zabrała się do śniadania.
kajman
Posty: 63972
Rejestracja: pt wrz 22, 2006 9:00 pm
Lokalizacja: toruń

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: kajman »

Ciekawe czy następnym razem pozostaniemy przy ABC z przerwą czy wrócimy do ciągłej prezentacji.
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Oczywiście, będzie z przerwą :P

Niestety, chyba trochę za bardzo się o mafii rozpisałem (ale krócej nie byłem w stanie), tak więc wybacz ku3o, że taki wielki fragment naraz. Za to mam nadzieję, że ci, którzy mnie poganiali, będą teraz trochę zadowoleni.

A zatem:

Sobotni maraton konkursowy zaczęliśmy nietypowo – od rundki kalamburów. Na ogół kojarzą się z nieco późniejszymi porami, teraz jednak odstępstwo od tej reguły było potrzebne – inaczej, wobec rozprzestrzeniającej się plagi wieczornej senności, istniałoby duże zagrożenie, że komuś mogłoby udać się ich uniknąć. Wrażenia z porannej rozgrywki pozostały mi nieco lepsze niż z wieczornej – jollyroger72 brawurowo odgadł pokazywaną przeze mnie „Panią w obuwniczym” właśnie w momencie, w którym zacząłem się bać, skoro mimo wykorzystanej połowy czasu z trójki pojęć: „pani”, „buty” i „sklep” odgadnięte zostało tylko to środkowe. Z kolei jedno sugestywne wskazanie ręką okna, wystarczyło, by LLukcy od razu skojarzył, że chodzi o zachód (ach, ten wewnętrzny kompas), a tym samym o „How the West Was Won and Where It Got Us”. W sumie jednak zmagania trwały dość krótko – w pewnej chwili, zupełnie tak samo jak w odpowadającym jej momencie w czerwcu, padła sugestia, by nie pozwolić tak ładnej pogodzie się marnować i by w związku z tym dla dalszych atrakcji zmienić scenerię na plenerową.

Jak się okazało, był przynajmniej jeden punkt, w którym kierownictwo Śródborowianki wyszło nam naprzeciw – ponieważ zebrało się nas tym razem więcej, zostawili nam do dyspozycji nie jak poprzednio trzy, ale aż cztery ławki. Ta nowa sprawiała wrażenie nieco większej od swoich koleżanek, zacząłem się więc zastanawiać, czy aby nie jest to ów pamiętny wielkolud (wielkoław?), którego przenoszenie dało się nam we znaki podczas XII zlotu, niektórych przyprawiając nawet o utratę butów. Kiedy jednak bez problemu mnie i tadziowi3 udało się ją przenieść we dwóch, stwierdziłem, że raczej nie.

Mimo ewidentnych analogii do czerwca, można było jednak odczuć drobną różnicę. Pogoda, którą w październiku można uznać za bardzo ładną niekoniecznie byłaby taka, gdyby zdarzyła się w przededniu lata. Chociaż na brak słońca nie można było narzekać (ciemne okulary to jednak przydatny wynalazek), to już temperatura zostałaby w lecie odebrana jako kompletna anomalia. Ten kontrast sprawiał, że decyzja o wyborze stosownego ubioru stawała się dość problematyczna, w wyniku czego wśród obecnych można było zaobserwować wszelkie warianty począwszy od grubych kurtek, skończywszy na koszulce z krótkim rękawem (to falcoeagle próbował wiernie odtworzyć realia czerwcowe, ale w pewnym momencie nawet on musiał dać za wygraną). Jeśli o mnie chodzi, mimo że z natury jestem zwierzęciem wyjątkowo ciepłolubnym, tym razem poczułem niezwykłą dla mnie potrzebę ochłodzenia rozgrzanej głowy, choć więc co jakiś czas pojawiała się pokusa, by jednak nie pozwolić kurtce leżeć bezczynnie w plecaku, ostatecznie twardo wytrzymałem ponad dwie godziny w stosunkowo cienkiej bluzie.

Ponieważ korzystanie z laptopa LLucky’ego w odległości dobrych kilkudziesięciu metrów od najbliższego gniazdka byłoby nieco utrudnione, kalambury musiały poczekać na stosowniejszą dla siebie porę, zresztą od czasów poprzedniego zlotu pobyt na zewnątrz kojarzył nam się przede wszystkim z jednym rodzajem aktywności. Pytanie, co będziemy robić, wydawało się więc retoryczne, a fakt, że w grze w mafię nie pojawią się żadne bezpośrednie odniesienia ani do Listy ani do jakiejkolwiek muzyki, zupełnie nam nie przeszkadzał. Co więcej, grało nam się tak dobrze, że ani się spostrzegliśmy i aż pięć rozgrywek minęło nie wiadomo kiedy – wystarczająco dużo, by każdy mógł choć raz sprawdzić się w funkcji innej niż szeregowy mieszkaniec; nawet jeżeli nie wszyscy mogli zostać od razu ojcami chrzestnymi, to z jednym wyjątkiem nie było chyba nikogo, kto nie wcielił się choć raz w rolę policjanta, lekarza lub... kurtyzany. Wprowadzenie tej nowej postaci ogłosił na wstępie TomaszBr w związku ze zwiększoną liczbą uczestników. Jej zadanie polegało na wybieraniu i zapraszaniu do siebie każdej nocy pewnej osoby. Jeżeli mafia tej samej nocy wybrała również akurat tę samą osobę, wizyta u kurtyzany okazywała się dla niej ratunkiem. Jeżeli jednak celem zostawała sama kurtyzana, gość ginął wraz z nią. Kończąc to objaśnienie, Jędrek zaznaczył, że wyboru do tej roli nie należy traktować jako jakiejkolwiek aluzji osobistej (wiadomo – bodajże Stefania Grodzieńska pisała kiedyś, że najlepszy sposób uczynienia aluzji to powiedzieć, że coś aluzją nie jest).

Owym jedynym wyjątkiem, którego ominęło piastowanie nawet tej ostatniej funkcji, był LLucky. Podczas każdej rozgrywki konsekwentnie zapewniał on, że przecież jest tylko zwykłym mieszkańcem, w co jakoś nikt nie wierzył, choć ostatecznie zawsze okazywało się prawdą. W sumie jednak nie sprawiał wrażenia, by tak konsekwentne pomijanie przez prowadzącego, szczególnie go zmartwiło, zwłaszcza że był to dla niego dopiero debiut w grze w mafię – poprzednim razem cały czas jej trwania spędził w okolicach restauracji M-Kwadrat w centrum Otwocka, przekazując nasze zamówienia obiadowe i czekając, aż zostaną zrealizowane. Tym razem wybór obiadowy padł na lokal położony nieco bliżej – chociaż czas oczekiwania był tam nieco dłuższy, by nie powiedzieć, nieprzyzwoicie długi, to jednak niewielka odległość pozwoliła LLucky’emu i towarzyszącemu mu zarówno poprzednio jak i teraz jollyrogerowi72 spędzić ten czas na jakże przyjemnej grze.

W przeciwieństwie do LLucky’ego jollyroger72 swoją przygodę z mafią zaczął od najsilniejszego możliwego akcentu – jako ojciec chrzestny. Przygoda ta zakończyła się jednak równie szybko jak zaczęła – trzeciej nocy nierozważnie zdecydował się uśmiercić mnie, nie wiedząc, że to właśnie ja zostałem wybrany do pełnienia zaszczytnej funkcji kurtyzany i że w dodatku to właśnie jollyroger72 miał być tej nocy moim wybrańcem. Pozbawione męskiego przywództwa, Martyr i atram842 (i po co była jollyrogerowi72 kurtyzana, skoro miał w mafii takie towarzystwo?!) musiały pokazać, ile kobiety są w stanie osiągnąć własnymi siłami (wbrew opinii wszelkich seksistów – całkiem sporo).

O tym, że kij zwany kurtyzaną ma dwa końce, mieliśmy się okazję przekonać już w następnej rozgrywce. W końcowej fazie w grze pozostały już tylko cztery osoby, w tym młody Kuba, który wcześniej ujawnił się jako policjant. Niestety, starania kurtyzany, by go ochronić okazały się niedźwiedzią przysługą – jednym strzałem neon.ka (Tadeusz akurat szczęśliwie zasnął, więc mogła dołączyć) zdołała pozbyć się obojga, z nastaniem świtu w miasteczku obudziło się już tylko dwoje mieszkańców, co oznaczało zwycięstwo mafii.
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Po dwóch rozgrywkach Jędrek niespodziewanie zapytał, czy ktoś nie chciałby zastąpić go w roli prowadzącego, tak aby sam też mógł chociaż raz zagrać. Niemal natychmiast swoją kandydaturę zaproponował kajman, jednak nie spotkała się ona ze zbyt szerokim poparciem. Owszem, wnosił dużo jako gracz (co doceniły zarówno ciemne siły, jak i dążący do sprawiedliwości mieszkańcy, zgodnie przez większy czas obu rozgrywek pozostawiając go przy życiu), ale skłonność do dogłębnego wyjaśniania wszystkich zawiłości mogłaby się okazać zgubna w sytuacji, w której jednak o pewnych rzeczach nie należy mówić głośno. Jako kontrkandydat zgłosił się więc falcoeagle i to jemu przez aklamację powierzono prowadzenie, choć w zasadzie jego rola ograniczyła się do rozegrania początkowego etapu – później tłumnie wspierali go wszyscy kolejno uśmiercani (dzięki czemu znacznie uprościło się dociekanie, kto z nas jeszcze żyje).

Jędrek udzielił mu szczegółowych instrukcji – jak chodzić dookoła, żeby nie kierować uwagi w żaden konkretny punkt i jaki dystans przejść, zanim można ogłosić, że mafia została wybrana. Skończywszy, zajął miejsce na jednej z ławek, na której tymczasem Aro i Dekodi próbowali zbudować klimat charakterystyczny dla słynnej ławeczki z serialu „Ranczo” (nigdy go nie oglądałem, ale jeśli twórcy serialu zdołali choć trochę zbliżyć się pod tym względem do ich osiągnięć, być może mam czego żałować), Marcin zaś ruszył w swoją trasę za naszymi plecami, by w odpowiednim momencie wybrać skład mafii. Po chwili poczułem ostre dźgnięcie palcem między żebra – to znaczyło, że nadeszła moja godzina i teraz muszę uważać tylko na jedno – nie dać się sprowokować i nie zdradzić się jednym niepotrzebnym słowem, zwłaszcza w nocy. Uniosłem głowę, by spojrzeć głęboko w oczy TomaszowiBr (który bardzo się zdziwił, choć oczywiście pozytywnie, wyborem falcoeagle’a – nie przypuszczał, że po tym, jak tyle razy pełnił funkcję, przy której nawet ojciec chrzestny blednie, ktoś powierzy mu jeszcze jakąkolwiek inną) i kajmanowi.

Ponieważ LLucky’emu nie spodobało się, że niektóre osoby są eliminowane z rozgrywki, zanim jeszcze dano im szansę choć raz się odezwać, wprowadziliśmy drobną modyfikację – dodatkową chwilę dyskusji między przydziałem funkcji a uśmierceniem pierwszej ofiary. Dyskusja taka była zazwyczaj z konieczności mało konstruktywna, ale też za bardzo nie przeszkadzała, nie powodowała więc protestów. Tym razem jednak, inaczej niż zwykle, jej znaczenie dla przebiegu rozgrywki było ogromne, a to za sprawą kajmana, który zwrócił falcoeagle’owi uwagę na pewne uchybienie – otóż w nocy, prosząc mafię, by się obudziła, nie nakazał on ujawnić się ojcu chrzestnemu. Istotnie, było to z jego strony zaniedbanie, nasuwało się jednak pytanie, dlaczego akurat kajman mu je wytyka. Czyżby jako przykładny obywatel miasteczka usłyszał przez sen, że ten element został pominięty i jego naturalna skłonność do wyjaśniania wszelkich szczegółów nie pozwoliła mu o tym nie wspomnieć?

Odpowiedź na to pytanie nie zdążyła paść, bo oto zapadła już kolejna noc, tym razem dla jednej osoby ostatnia. falcoeagle naprawił swój błąd, prosząc, by ojciec chrzestny się ujawnił teraz. Zobaczyliśmy lekkie machnięcie ręką, po czym ta sama ręka niespodziewanie zwróciła się w kierunku... kajmana. Była w tym pewna logika – żaden z członków mafii nie powinien liczyć, że mafijni bracia będą go bronić, jeżeli sam tego zrobić nie potrafi i w tak banalny sposób się podkłada. W sumie jednak dla miasteczka sytuacja, w której mafia eliminuje się sama (a byłoby to od razu doskonale widoczne) musiałaby się wydać mimo wszystko niezrozumiała, poza tym dawanie im jednej tury więcej, którą mogli wykorzystać przeciwko nam, byłoby jednak nadmierną szczodrością. Tak więc zaprotestowałem i wbrew regule mówiącej, że to ojciec chrzestny ma zawsze decydujący głos, tym razem ustąpił i zamiast kajmana ze światem pożegnał się młody Kuba.

Jak się okazało, nie dla wszystkich w miasteczku wina kajmana okazała się tak ewidentna, jak mogłoby się wydawać. Choć ja i TomaszBr, żeby nie budzić podejrzeń, zgodnie wskazaliśmy na niego, niespodziewanie dużą popularność, nie wiadomo do końca dlaczego, zyskał też Dekodi. Doszło do jednej z najmniej przyjemnych sytuacji w tej grze – impasu, w którym wobec równej liczby głosów, ktoś musi dać się przekonać do zmiany zdania. Z wyraźną niechęcią na twarzy, Jędrek ustąpił i skinął w stronę sąsiada, co wywołało okrzyk oburzenia (jak można tak zdradzać własną ławeczkę?!), ale z drugiej strony dało mu potem wygodne alibi, którego nie wahał się użyć, gdy tylko ktoś w dalszej części gry rzucił podejrzenie w jego stronę.

Ocalony kajman nie pożył zbyt długo – życzliwy impas następnego dnia już nie zadziałał. Ostatnie słowo przed śmiercią wypowiedział jednak dość nietypowe – zapytał falcoeagle’a, czy jest umysłem ścisłym, czy humanistycznym, a gdy ten zdziwiony odpowiedział, że raczej ścisłym, stwierdził, że umysł ścisły zastosowałby przy wyborze członków mafii pewną regularność – skoro było nas piętnaścioro wybrałby pewnie co piątą osobę, tak się zaś składało, że piątymi osobami, licząc od kajmana, byliśmy właśnie ja i Jędrek. Był to zabieg specjalny – podwójny blef, który miał za zadanie nas chronić (nikt by przecież nie sądził, że idący na śmierć mafioso zechce bezinteresownie wydać swoich kolegów). Nie wiem, czy reszta miasteczka podążyła za tym bądź co bądź zawiłym tokiem rozumowania, faktem jednak jest, że do końca rozgrywki niepokojono nas dość umiarkowanie, a to, że nie dożyłem zakończenia było tylko efektem mojej przesadnej asekuracji – ponieważ ostatniego dnia mojego życia LLucky był jedną z nielicznych osób, które wskazały na mnie, zabicie go mogłoby wzbudzić pewne podejrzenia, zamiast tego skierowaliśmy więc swoje ostrze przeciwko Yacemu, nieświadomi, że jest on zamaskowaną kurtyzaną...

Osamotniony TomaszBr nie zrażał się jednak i w pojedynkę walczył dalej. Ja, uwolniony od konieczności wkładania wysiłku w dbanie o własną skórę, mogłem teraz w pełni docenić jego profesjonalizm. Jego zdziwienie połączone z lekkim przestrachem, gdy okazało się, że kolejnej nocy zginęła atram842, wyglądało tak autentycznie, że przypuszczenie, że to on chwilę wcześniej mógł z zimną krwią zadać jej śmiertelny cios, wydawało się tak absurdalne, że wszyscy odrzucili je natychmiast i nie dopuszczali do siebie aż do końca, czyli ostatecznego unicestwienia. Cóż, przed osobami z takim jak Jędrek talentem aktorskim drzwi do kariery w branży przestępczej zawsze stoją szeroko otwarte (może już zresztą dawno je przekroczył i teraz się skutecznie maskuje...).
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Po trzeciej rozgrywce nastąpiła chwila przerwy – niezbyt wesoła, ponieważ wiązała się z pożegnaniem tadzia3 (dziękujemy za towarzystwo, zapraszamy częściej!). Kiedy zaś Piotrek zniknął w oddali, pojawiło się pytanie, co dalej. Mogliśmy albo rozegrać jeszcze jedną rundę (kajman ponownie wysunął swoją kandydaturę) albo zająć się czymś innym, nadmiaru pomysłów jednak nie było, a kalambury bez LLucky’ego (właśnie oddalił się na chwilę, by odebrać zamówiony wcześniej obiad, a przy okazji zrobić małe zakupy), a zwłaszcza bez jego laptopa, byłyby jednak pewnym marnowaniem potencjału. Ostatecznie więc zaczęliśmy skłaniać się do powrotu do mafii, raczej jednak z ku3ą jako prowadzącym. Na to kajman stwierdził, że tak właściwie to czuje się zmęczony i najchętniej pójdzie do pokoju trochę się położyć, choć może, gdybyśmy jednak pozwolili mu zostać prowadzącym, ewentualnie mógłby jeszcze zmienić zdanie... Wobec takiego szantażu nie innego mieliśmy wyjścia niż wypracować szybki kompromis – mieliśmy rozegrać jeszcze dwie rundy, kolejno z obydwoma chętnymi w roli prowadzących.

Trzeba przyznać kajmanowi, że obawy dotyczące jego prowadzenia były dość mocno przesadzone. Podczas całej rozgrywki wpadka przydarzyła się właściwie tylko jedna, na samym początku – by zwiększyć dynamikę gry i w jak najmniejszym stopniu kierować uwagę w konkretny punkt (co, jak wiadomo, jest bardzo niedobre), kajman pokonał początkowe okrążenia szybkim marszem, wybór osób też przeprowadzał zamaszystym ruchem ręki, przez co w pewnym momencie usłyszałem dwa głośne plaśnięcia po swojej lewej stronie – właśnie tam, gdzie siedziała neon.ka. Wyglądało na to, że w tej rozgrywce dylematy, kogo zgłaszać do wyeliminowania jako mafię, będę miał nieco mniejsze. W dodatku sama neon.ka niespecjalnie się nawet maskowała – już podczas wstępnej rozmowy przed pierwszą nocą, rzuciła, co prawda półżartem, że przecież jest w mafii.

Przez dalszą część gry postępowałem zgodnie z przyjętym algorytmem –palec konsekwentnie w lewo (z jedynym wyjątkiem, gdy ujawnił się policjant i decyzja, by wyeliminować djjacka była jednogłośna). Niestety, nigdy nie miałem talentu do pociągania za sobą tłumów, toteż naśladowców nie znajdowałem zbyt wielu – jeden Yacy zdecydowanie wiosny nie czyni. W pewnym momencie, gdy wydawało się, że sukces jest już na wyciągnięcie ręki, okazało się, że jednak głosy rozłożyły się po równo i ktoś musi przełamać impas. Niestety, ku mojemu przerażeniu tym kimś został właśnie Yacy, przenosząc swój głos na niewinnego, oczywiście, młodego Kubę. W następnej zaś kolejce zupełnie niespodziewanie wszyscy mieszkańcy z Yacym na czele dość zgodnie postanowili wyeliminować... mnie, tracąc tym samym ostatnią szansę ratunku przed krwiożerczą neon.ką.

ku3a swoje prowadzenie rozpoczął od zbudowania nastroju. Jest to bardzo ważny element – ów kolega, dzięki któremu wiele lat temu po raz pierwszy zetknąłem się z mafią, miał do tego niewątpliwy talent i jest to zapewne jeden z ważniejszych powodów, dla których tak tę grę lubię. Muszę przyznać, że ku3a pod tym względem ustępował temu koledze bardzo nieznacznie. Wymownie opisał dźwięk walenia w drzwi, gdy Aro dobijał się do kurtyzany i niezwykle obrazowo przedstawił stan upojenia alkoholowego, w którym został znaleziony falcoeagle i błędnie zidentyfikowany przez lekarza jako ofiara mafii. Niestety, ku3a nie zdołał w pełni rozwinąć skrzydeł – już w czterech turach mafia została wycięta w pień i nawet ja jako lekarz nie miałem okazji za bardzo się wykazać.

Ponieważ LLucky i jollyroger72 jeszcze przez chwilę nie pojawiali się w zasięgu wzroku, moglibyśmy teoretycznie rozegrać szóstą rundę, w sumie jednak moja głowa (i chyba nie tylko moja) zdążyła się już wystarczająco ochłodzić, teraz więc przyszedł czas, aby ją trochę ogrzać, do tego zaś najlepiej nadają się pomieszczenia, w których jest kaloryfer. Może podjęlibyśmy inną decyzję, gdybyśmy wiedzieli, że wspomniana chwila jest jednak nieco dłuższa niż się pierwotnie wydawało. Zanim jollyroger72 dał mi znać telefonicznie, że przydałaby się pomoc w noszeniu posiłków, zdążyłem odczuć lekkie znużenie, (choć tak właściwie, gdybym chciał akurat ten fragment zlotu opisać bardziej szczegółowo, mógłbym mieć pewien problem...).

Ledwie otworzyłem swoje opakowanie obiadowe, nie miałem wątpliwości – nowa restauracja zostawiła swoją kwadratową konkurentkę daleko w tyle, przynajmniej jeśli chodzi o moje pierogi (mam jednak wrażenie, że nie byłem w odczuciach odosobniony). Dodatkową zaletą był zaś brak dołączanych sztućców. Jeżeli od teraz zaczniemy stale zamawiać w tym miejscu, być może już za parę zlotów uda się w końcu zniwelować nasz pokaźny stos widelców, który został nam jeszcze od czasów Torunia.

Tadeusz delektował się swoim daniem na ciekawie wyglądającym siedzisku. Była to niebieska plastikowa nakładka, przypominająca wyglądem miniaturowy fotel. Przytwierdzona była do siedzenia zwykłego krzesła, toteż była rozwiązaniem dużo bardziej ekonomicznym niż osobny mebel, a wyglądała i sprawowała się znakomicie.

W chwilach, kiedy akurat nic nie jadł, miał Tadeusz do dyspozycji oprócz zwyczajnych maskotek i samochodzików, także efektowną żółtą pozytywkę (chociaż ze zidentyfikowaniem melodii były pewne problemy – czy to na pewno było na Liście?), a przede wszystkim prawdziwy pociąg jeżdżący po drewnianych szynach, rzucający się w oczy natychmiast po wejściu do sali. Jednak to nie im poświęcał najwięcej uwagi – jego ulubioną zabawą stało się wskazywanie poszczególnych osób z głośnym pytaniem: „Jak pan ma na imię?”. Szczególnie upodobał sobie pod tym względem jollyrogera72 – cóż, faktycznie, skoro mówimy do niego konsekwentnie po nicku, prawdziwe imię może być trudne do zapamiętania, chociaż z drugiej strony nie jest to wiedza aż tak bardzo potrzebne...

Tymczasem po obiedzie przyszła pora na deser – w tym momencie pałeczkę przejęła Martyrka, dumnie prezentując okazały prodiż. Przy okazji rozwiązała się zagadka owego tajemniczego trzeciego pasażera w ich samochodzie (nie sprawdziły się przypuszczenia falcoeagle’a, jakoby Yacy i Martyrka wiedzieli coś, czego my jeszcze nie wiemy i chcieli się pochwalić) – z wnętrza prodiża wyłonił się prawdziwy Afroamerykanin (lub też czarnoskóry przedstawiciel jakiejś innej nacji) i przez resztę popołudnia sprawiał nieustanną rozkosz naszym kubkom smakowym.
kajman
Posty: 63972
Rejestracja: pt wrz 22, 2006 9:00 pm
Lokalizacja: toruń

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: kajman »

wwas pisze:jego ulubioną zabawą stało się wskazywanie poszczególnych osób z głośnym pytaniem: „Jak pan ma na imię?”
Na mnie jakoś nie trafił, powiem więcej, dowiedziałem się o tym dopiero teraz.
wwas pisze:wybór osób też przeprowadzał zamaszystym ruchem ręki, przez co w pewnym momencie usłyszałem dwa głośne plaśnięcia
A ja nie robiłem zamaszystych ruchów i dziwne że akurat te dwa klepnięcia zostaly wyłapane, może dlatego że w szybkim ruch uderzałem dwa razy.
wwas pisze:wpadka przydarzyła się właściwie tylko jedna
Chyba nie tylko jedna, bo w pewnym momencie chyba mafia niezbyt dokładnie pokazała kogo eliminuje i ja usunąłem inną osobę niż pokazywana (chyba że coś pomyliłem i to było jakoś inaczej).
Awatar użytkownika
TomaszBr
Posty: 2945
Rejestracja: sob gru 18, 2010 5:45 pm
Lokalizacja: Dolny Śląsk

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: TomaszBr »

kajman pisze:Chyba nie tylko jedna, bo w pewnym momencie chyba mafia niezbyt dokładnie pokazała kogo eliminuje i ja usunąłem inną osobę niż pokazywana (chyba że coś pomyliłem i to było jakoś inaczej).
z tego co wiem, to właśnie tak było - usunąłeś mnie, a mafia wybrała kogoś siedzącego obok ;)
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Cóż, jakoś mi to nie utkwiło w pamięci - jak widać, też nie wszystko pamiętam :)
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Po skosztowaniu słodkości przyszedł dla odmiany czas na trochę goryczy, którą teraz, z elektronicznego prodiża, wydobywał dla nas kajman.

Do ustalenia pozostała kwestia składu drużyn, chociaż Jędrek wydawał się pod tym tak przekonany do zachowania podziału z wczoraj, że poważnie zacząłem się bać. Na szczęście ratunek przyszedł szybko – z boku zarysowała się tam sylwetka nowo przybyłego bobby’ego-x, któremu nieprzyznanie stanowiska kapitana drużyny byłoby ogromnym faux pas i niesprawiedliwością, co przesądzało sprawę – składy trzeba było ustalić od nowa. Niestety, ulga nie trwała długo – przed przystąpieniem do ustalania składów, popełniono dwa porażające błędy. Po pierwsze, stanowiska kapitana nie przyznano Jędrkowi (błąd karygodny, który koniecznie musi zostać naprawiony, jeżeli jeszcze kiedykolwiek konkurs kajmana będzie rozgrywany). Po drugie, co ocierało się już o kompletne szaleństwo, pozwolono ku3ie wybierać jako pierwszemu – w zamyśle miała to być rekompensata za to, że jego drużyna będzie dwuosobowa (bardzo chciałbym kiedyś dostać tego typu rekompensatę). W dodatku nawet ten ostatni mało znaczący skrawek sprawiedliwości zniknął, gdy w drzwiach sali pojawił się Marcin Buchalski. Dodanie go drużynie ku3y naprawdę niewiele by już zmieniło, ktoś jednak uznał, że dla zachowania pozorów lepiej będzie przeprowadzić małą roszadę, w wyniku której Marcin trafił gdzieś indziej, podczas gdy w drużynie ku3y znalazł się jego młodszy imiennik.

Mnie pod swoje skrzydła ponownie wziął jollyroger72. Cóż, bardzo lubię Grzegorza (bo tak ma ten pan na imię, możesz, Tadeuszu, zapamiętać), bałem się jednak, że jego skrzydła mogą nam nie wystarczyć do bezpiecznego lądowania. Istotnie, to nie był jego najlepszy dzień. W ciągu dwunastu zagadek odezwał się właściwie tylko raz, wypowiadając jedno krótkie słowo: „Cree...”.

Aby ułatwić nam zadanie, kajman zapowiedział (zrobił to zresztą już wczoraj), że wszystkie odtwarzane utwory będą spełniały przynajmniej jeden z dwóch warunków – dotarły do pierwszej trójki lub też pochodzą z ostatnich dwóch lat (oczywiście, o czym świadczyło wczorajsze pojawienie się Rojka, utwory mogły z powodzeniem spełniać obydwa warunki; ku naszej uldze Stalowe Bagaże odpadały). Jednak nawet dla tych najnowszych warunkiem koniecznym było pojawienie się w trzydziestce. To nieco komplikowało dociekania dotyczące Cree – pierwsze skojarzenie, czyli utwór będący obecnie na Liście podczas trwania zlotu wciąż jeszcze przebywał w poczekalni. Z kolei utwory z płyty „Diabli nadali”, które były ich największymi przebojami na Liście, jednak mimo wszystko do pierwszej trójki nie dotarły. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy nie jest to jedna z nie tak znowu rzadkich pomyłek kajmana, jollyroger72 zapytał go nawet wprost, czy poszukiwany utwór w trzydziestce był, na co kajman spojrzał mu głęboko w oczy i powiedział: „tak, oczywiście”. W ostatniej chwili skojarzyłem, że między wspomnianymi Diabłami a dniem dzisiejszym, zespół wydał jeszcze jedną płytę – przypomniałem sobie nawet oba tytuły, które kiedyś tam na Liście słyszałem: „Jestem tu dla ciebie” i „Wierzyć chcę w marzenia”, z których jeden zdaje się spędził nawet tydzień na miejscu 30...

Rozrzut w odpowiedziach poszczególnych drużyn był znaczny, naszego typu nie powtórzył nikt, a najczęstszym strzałem, wbrew zapewnieniom kajmana, okazało się mimo wszystko „Biuro ludzi znalezionych”. Kiedy wszystkie drużyny już się wypowiedziały, kajman, z typowym w takich sytuacjach z uśmiechem, oznajmił – nikt nie dostał punktu, a szukany utwór to... Dżem, „Do kołyski” (faktycznie, był w trzydziestce...).

Na szczęście, dzisiejszą słabość jollyrogera72 z nawiązką nadrabiał nasz trzeci zawodnik, którym dzisiaj zamiast falcoeagle’a był LLucky. Nie ulegało wątpliwości – sztuka rozpoznawania wokalistów po barwie głosu nie jest mu obca. Często wystarczało by ten czy ów otworzył usta, by strzelił bezbłędnie: Bisquit. Podobnie też ani Adeli, ani Skubasowi nie udało się ukryć przed jego uchem. Przy tej pierwszej pewna trudność pojawiła się przy wyborze utworu – wybór największego przeboju okazał się tym razem wielkim pudłem, gdyż, jak nie omieszkał nam zaraz wytknąć Jędrek, „Someone Like You” w wersji studyjnej nigdy nie dotarło do pierwszej trójki (fakt, to było już ponad dwa lata temu – jak ten czas leci...). Przy tym drugim miałem pewne wątpliwości co do tytułu płyty – nie byłem pewien, czy brzmi on „Brzask”, czy „Wrzask” i na wszelki wypadek początek odpowiedzi przeczytałem trochę niewyraźnie (ale skoro swego czasu zaliczono tytuł „Skarpetka jest sztuką kulawego”, moralnie punkt nam się należał).

Nieraz udało się LLucky’emu dokonywać rzeczy niemożliwych, taką było na pewno rozpoznanie po głosie wokalistki The Dumplings, a także ratować naszą drużynę od totalnej kompromitacji – już chciałem na kartce zapisywać tytuł utworu Depeszów, gdy wtem kazał mi przestać, a zaraz potem stwierdził, że słuchany utwór to przecież najnowszy Robert Plant! W dodatku, tu jestem pod wrażeniem, udało mu się z pamięci odtworzyć niezwykle skomplikowany tytuł jego płyty, za co mogłem odwdzięczyć się tylko skromnym „Songs of Innocence” (co nie jest wielką sztuką – na sąsiednim forum wątek poświęcony tej płycie liczył już wówczas 11 stron, a przybywająca codziennie od miesiąca garść nowych postów pozwalała nieźle oswoić się z tytułem wizualnie). Niestety, żaden z nas nie pamiętał tytułu najnowszej płyty Cohena (niestety, za opis, jak wygląda okładka, punktów nie przewidziano...). W sumie jednak dzięki LLucky’emu uzyskaliśmy pewne drugie miejsce ze znaczną przewagą nad kolejnymi i wynikiem 37 punktów, który w każdej zwyczajnej rozgrywce można by było uznać za bardzo dobry...

Niestety, to nie była zwyczajna rozgrywka – karty rozdawała tu od początku do końca jedna drużyna. W większości zagadek mieliśmy nawet problem z usłyszeniem początku utworu, gdyż skutecznie zagłuszał go głos Jędrka wołającego: „pierwsi!”. Nie licząc wspomnianego Dżemu, sztuka ta nie udała mu się podczas tej rozgrywki raz, może dwa, gdy mimo wszystko ktoś z drugiego końca stołu zdążył go o sekundę wyprzedzić. O żadnej pomyłce oczywiście nie mogło być mowy – Jędrek najwyraźniej znał na pamięć wszystkie płyty, z których utwory gościły na Liście w ciągu ostatnich dwóch lat (w takiej sytuacji nawet słuchanie Listy staje się juz jakby trochę mniej potrzebne...). A że siedział tuż koło nas, po przeciwnej stronie stołu, obraz naszej klęski mogliśmy oglądać w całej okazałości. Z minuty na minutę nasze nastroje stopniowo opadały w dół, by w końcu z głuchym łoskotem uderzyć o dno. I pomyśleć, że na poprzednim zlocie, kiedy byłem z ku3ą i TomaszemBr w jednej drużynie, zajęliśmy... przedostatnie miejsce.
Awatar użytkownika
Martyr
Posty: 9252
Rejestracja: ndz gru 31, 2006 7:38 pm
Lokalizacja: Elbląg

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: Martyr »

wwas pisze: Tymczasem po obiedzie przyszła pora na deser – w tym momencie pałeczkę przejęła Martyrka, dumnie prezentując okazały prodiż. Przy okazji rozwiązała się zagadka owego tajemniczego trzeciego pasażera w ich samochodzie (nie sprawdziły się przypuszczenia falcoeagle’a, jakoby Yacy i Martyrka wiedzieli coś, czego my jeszcze nie wiemy i chcieli się pochwalić) – z wnętrza prodiża wyłonił się prawdziwy Afroamerykanin (lub też czarnoskóry przedstawiciel jakiejś innej nacji) i przez resztę popołudnia sprawiał nieustanną rozkosz naszym kubkom smakowym.
Wojtku, utalentowany z Ciebie eseista. Może kiedyś napiszesz książkę? :wink:
Ale czy Afroamerykanin naprawdę tak Wam smakował? :)
Awatar użytkownika
jollyroger72
Posty: 19401
Rejestracja: czw lut 02, 2012 12:26 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: not. 176
Lokalizacja: Port Royal!

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: jollyroger72 »

Martyr pisze:Ale czy Afroamerykanin naprawdę tak Wam smakował? :)
Pewnie Afroamerykanka byłaby lepsza, ale poza tym to git :wink:
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Martyr pisze:Może kiedyś napiszesz książkę? :wink:
Z tym niestety poszło mi dużo gorzej... (ale o tym może kiedy indziej)

Edit: Tak w sumie to z relacją też idzie mi ostatnio nie najlepiej; pisanie jest jednak dość męczące, a jeśli chodzi o efekt końcowy - cóż, miewałem już chyba w karierze bardziej udane relacje. Obawiam się, że mam trochę bardziej ogólny problem z pisaniem relacji i chyba w końcu będę musiał z tym coś zrobić, zastanawiam się tylko co...
kajman
Posty: 63972
Rejestracja: pt wrz 22, 2006 9:00 pm
Lokalizacja: toruń

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: kajman »

wwas pisze:„Do kołyski” (faktycznie, był w trzydziestce...)
Nawet był na podium, więc warunek dla starszych utworów wypełniał.
wwas pisze:Skarpetka jest sztuką kulawego
Ten tytuł jest jeszcze lepszy od oryginalnego, więc i tak należy się cieszyć, że nie przyznałem 2 punktów. :wink:
wwas pisze:Afroamerykanin
Sorry, protestuję. Afro może być, ale skąd ten Amerykanin. To był ewidentnie Polak. I to bardzo dobry.
Awatar użytkownika
jollyroger72
Posty: 19401
Rejestracja: czw lut 02, 2012 12:26 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: not. 176
Lokalizacja: Port Royal!

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: jollyroger72 »

wwas pisze:Mnie pod swoje skrzydła ponownie wziął jollyroger72. Cóż, bardzo lubię Grzegorza (bo tak ma ten pan na imię, możesz, Tadeuszu, zapamiętać), bałem się jednak, że jego skrzydła mogą nam nie wystarczyć do bezpiecznego lądowania. Istotnie, to nie był jego najlepszy dzień. W ciągu dwunastu zagadek odezwał się właściwie tylko raz, wypowiadając jedno krótkie słowo: „Cree...”.
:mrgreen:
Nie przykładam się do zapamiętywania tytułów płyt wykonawców spoza kręgu metalu... Dlatego w tej zabawie zawsze liczę mocno na swoich współgraczy. Jednak wyniki nie były takie złe, skoro piszesz, że:
wwas pisze:I pomyśleć, że na poprzednim zlocie, kiedy byłem z ku3ą i TomaszemBr w jednej drużynie, zajęliśmy... przedostatnie miejsce.
:wink:
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Po emocjonującej rozgrywce, przed równie emocjonującym ABC Listy, potrzebna była chwila, aby ochłonąć (czego jakoś nie potrafił zrozumieć TomaszBr, po raz kolejny dając wyraz swojemu niezadowoleniu z naszej nieumiejętności szybkiego zbierania się). Kiedy jednak kilkanaście minut później LLucky zaprezentował zagadkę wstępną, wszyscy zdołali już wrócić z powrotem do sali i mniej więcej dojść emocjonalnie do siebie. Zagadka polegała na rozpoznaniu głosu, odtwarzanego z komputera, powtarzającego dość mechanicznie „Cześć, cześć”. Nie była trudna, a poprawna odpowiedź padła od razu – to adameria. Chwilę potem „cześć” ustąpiło miejsca nieco bardziej rozbudowanym zdaniom. Można było pomyśleć, że oto odtwarzany jest top jakiegoś wykonawcy z Radia Orbit, do chwili, gdy LLucky zadał mu parę merytorycznych pytań (musiałby się mocno postarać, żeby ułożyć takie pytania do gotowych fragmentów audycji). Nie ulegało wątpliwości – to prawdziwy adameria, przybył zza oceanu, by podczas ABC Listy towarzyszyć nam czymś więcej niż tylko duchem (chociaż niestety mniej niż ciałem).

Na początek głos zabrał tradycyjnie djjack i tradycyjnie też zademonstrował przywiezione przez siebie czasopisma muzyczne sprzed lat. Tym razem z powodu remontu wybór był skromniejszy, co jednak w pewnym stopniu mogły zrekompensować zdjęcia niektórych wokalistek...

Dla upamiętnienia Bodeczka najpierw został odtworzony utwór Melody Gardot (zaraz, zaraz, to nie powinno być na M? To naprawdę nie jest zespół?). Po nim djjack zapowiedział Goyę wykonującą „Smells Like Teen Spirit”. Wszystkie pary oczu zaczęły się pytająco rozglądać po sali – cóż, utwory, co do których wydaje się, że nie pasują do żadnej spośród osób to podczas ABC Listy zjawisko najzupełniej typowe. W pewnym momencie ktoś nieśmiało zasugerował Martyrkę, ta jednak przypomniała, że na G jest też przecież David Gahan. Okazało się jednak, że właściwa osoba siedzi tuż obok i w tym momencie nastąpił koniec rzeczy typowych, Yacy bowiem zrezygnował z przysługującego mu prawa przedstawiania zapowiedzi. Oznajmił, że zrobi to nieco później, we właściwym czasie.

Gdy jako następny wykonawca pojawił się prawdziwy David Gahan, wskazanie osoby zgłaszającej było już tylko formalnością, zresztą byłoby nią również gdyby Martyrka nie powiedziała tego głośno. Pewne zdziwienie pojawiło się jednak przed kolejnym utworem, którego wykonawcą miał być... również David Gahan. Wywołało to automatyczne skojarzenia z XI zlotem, gdy po utworze Archive zgłoszonym przez tscha, zapowiedziano następny – również Archive, co abd3mz (był jeszcze wówczas taki ktoś) skwitował stwierdzeniem, że to niesprawiedliwe i że tsch nie powinien móc zgłosić aż dwóch utworów. Podobnie teraz – kręcąc głowami na taką niesprawiedliwość, wszyscy spojrzeli ponownie na Martyrkę. Tym razem jednak, ku ogólnemu zdziwieniu, okazało się, że osobą zgłaszającą jest... Martyrka! Mimo to skojarzenie z sytuacją z XI zlotu było jednak głębsze niż się mogło wydawać – gdy djjack ponownie przejrzał swoje notatki, okazało się, że pierwszego spośród wysłuchanych Gahanów zgłosił właśnie tsch – według pierwotnych planów miał tu dzisiaj przybyć razem z Kertoipem, wobec braku tego ostatniego jednak jego niepojawienie się specjalnie nie dziwiło, nie pozwoliło mu jednak zawczasu sprostować sytuacji.

Goya i David Gahan raczej nie należą do wykonawców, o których zgłoszenie ktoś mógłby mnie podejrzewać, toteż przynajmniej na razie nie czułem na sobie żadnych badawczych spojrzeń. Zmieniło się to przy następnym utworze, kiedy to wskazał na mnie kajman. Zdziwiłem się niezmiernie – naprawdę mógłbym skojarzyć się kajmanowi z Gipsy Kings?! Kiedy z kolei djjack zaanonsował utwór rzeczywiście zgłoszony przeze mnie, ręka kajmana powędrowała gdzieś daleko w prawo, rozpływając się w tłumie. Na szczęście nie tylko kajman próbował swoich sił w identyfikowaniu osób. Siedzący tuż obok mnie TomaszBr nie miał żadnych wątpliwości – nie tylko wiedział, że utwór Gurrumula bardzo lubię, ale też że była to pierwsza piosenka, którą na forum promowałem, a nawet jakim wynikiem się owa promocja zakończyła (i kto tu ma dobrą pamięć...). W efekcie prawie całkiem wyręczył mnie w prezentowaniu zapowiedzi, którą sobie przygotowałem. Od siebie mogłem tylko nawiązać do trwających w czasie debiutu ferii zimowych – tego, gdzie byłem wówczas na nartach, Jędrek jeszcze nie wiedział.

Również jollyroger72 wskazał na mnie bez wahania. Co więcej, przyznał się, że Gurrumul był też na szerokiej liście jego potencjalnych kandydatów. Trochę mnie to zdziwiło – jollyroger72 jest jedną z ostatnich osób, które kojarzyłbym z takimi klimatami. Na szczęście owa lista kandydatów była na tyle długa, że nie musiałem mieć wyrzutów sumienia, że oto po raz czwarty zabrałem komuś utwór sprzed nosa, bo tego bym już chyba nie zniósł. Przy okazji wyszło na jaw, że... tak, znowu moje zgłoszenie dotarło jako pierwsze i to pomimo faktu, że wcale się z nim nie śpieszyłem a nawet wręcz przeciwnie – djjack otworzył stosowny wątek już o 8 rano, ja zaś wysłałem propozycję dopiero po 23.

Nie był to zresztą mój jedyny rekord – utwór okazał się też najdłuższym spośród zgłoszonych (czyli było już wiadomo – „November Rain” się dzisiaj nie pojawi). Też mnie to zdziwiło – tak mi zwykle szybko mijał, że nie zauważyłem, że trwa niemal 6 minut. Teraz też z chęcią bym się zasłuchał, gdyby nie przeszkodził mi telefon – naprawdę bardzo lubię mojego współlokatora, ale żeby dzwonić akurat w takim momencie, w dodatku jeżeli nie ma się nic naprawdę ważnego do powiedzenia?! Telefon przyciągnął uwagę Tadeusza, co było o tyle pozytywne, że dzięki temu odwrócił on uwagę od mojego kubka (przy okazji, pomysł z kupieniem wody okazał się całkiem trafiony, zostały opróżnione aż trzy butelki, a liczba jej amatorów wcale nie była taka mała – z pierwszej butelki tylko niecałą połowę wypiłem ja).
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Pierwsze zadanie, jakie ku3a postawił z trudem przegłosowanej przerwie, zostało wypełnione bardzo dobrze. Co prawda nie wiem, jak bardzo skoncentrowany byłbym podczas ostatniego utworu, gdyby całość odbywała się jednym ciągiem (wiem, jak byłem pod koniec litery F, to było jednak zupełnie co innego) i w związku z tym w jakim stopniu wprowadzona przerwa rzeczywiście pomogła, na pewno jednak nie odczułem, by nastrój po przerwie jakoś znacząco się pogorszył, a pierwszego utworu z drugiej części słuchałem z pełną uwagą (i niemałą przyjemnością).

Nie bardzo za to udało się wykorzystać przerwę zgodnie z przeznaczeniem – owo przeznaczenie okazało się dość naturalne, kiedy tylko udało się oszacować, o której godzinie przerwa wypadnie. Mimo głośnych zachęt neon.ki, przez znaczną jej część kolację jadła tylko w towarzystwie Tadeusza. Cóż, dla mnie jedzenie kolacji jest już od dość dawna czynnością abstrakcyjną, a ci, którzy chcieli, mogli to z powodzeniem robić podczas drugiej części ABC, a nawet po jego zakończeniu.

Tymczasem TomaszBr rozpoczął swoją zapowiedź od wyrażenia radości, że tak mało dzisiejszych utworów pochodzi z lat osiemdziesiątych, które uważa za najgorszy okres w muzyce. W odpowiedzi kajman stwierdził, że w zasadzie mógłby się zgodzić, gdyby nie to, że jeszcze gorsze były lata dziewięćdziesiąte – Jędrek spojrzał na niego wzrokiem zmieniającym w popiół. Wymiana zdań skupiła się po chwili na problemie, czy prezentowany właśnie utwór zespołu Garbage to rock, czy też disco. Co ciekawe kiedy zaś zaprezentowany został drugi utwór tego wykonawcy (wiadomo – jest Bond, jest djjack), obaj byli zdania, że do każdego z wymienionych gatunków należy po jednym z tych utworów, przy czym jednak diametralnie różnili się w ocenie, który jest który (jeżeli o mnie chodzi – nie wtrącam się; stopień diskowatości i rockowatości w obu oceniłbym raczej jako podobny, ale przecież ja się nie znam...).

Garbage nie było jednak ostatnim słowem TomaszaBr podczas dzisiejszego ABC. Pozazdrościwszy Martyrce, która miała mogła wygłosić aż dwie zapowiedzi, też zaprezentował drugą – tym razem odczytał ją z telefonu, jej autorką zaś była haszka. Dzięki niej, a także drugiemu z dzisiejszych debiutantów – Arowi liczba osób, które choć raz zgłosiły swój utwór, dobiła w końcu do trzydziestki. Niestety, z drugiej strony, wskutek braku Miszona, liczba tych, którzy brali udział we wszystkich dotychczasowych edycjach, spadła do siedmiu.

Z kolei kajman miał tym razem wyjątkowo twardy orzech do zgryzienia – lista utworów, które koniecznie musi zgłosić, liczyła aż czternaście pozycji. Całą listę pozwolono mu odczytać dopiero na samym końcu – rzeczywiście, aż roiło się na niej od kajmanowych pewniaków, przy czym zwracało uwagę, że jego numer 1 Gunsów jest na liście niżej niż numer 3, podobne zawirowania dotknęły też Petera Gabriela. Ponieważ jednak zasady były bezlitosne i spośród czternastki, pozwolono kajmanowi wybrać tylko jeden, zrobił to bardzo po kajmanowemu: odrzucił precz wszelkie pewniaki i wybrał mało znaną piosenkę Katarzyny Groniec – po wysłuchaniu stwierdzam, że całkiem przyjemną, w sumie jednak raz to za mało, by móc powiedzieć o niej coś więcej.

Zdecydowanie największe ze wszystkich emocje wzbudziła propozycja bobby’ego-x. Co prawda przy różnych okazjach wielokrotnie słyszałem ostrzeżenie, żeby przeboju grupy Genesis w żadnym wypadku nie dedykować swoim mamom, skojarzenie bobby’ego było jednak silniejsze – krótki wstęp wprowadził nas w nastrój zadumy, a przywołani w nim zostali także tata barb42 i tata słoika. W podobne tony uderzył zresztą na koniec adameria, zapowiadając swoją dziką kartę (a raczej półdziką, bo przecież połowicznie był z nami) – wiadomą piosenkę grupy Golden Life. Na razie jednak, zanim z głośników odezwał się głos Phila Collinsa, odezwał się Yacy. Kiedy na początku zrezygnował z przedstawienia zapowiedzi, zastrzegł sobie prawo, że zrobi to w odpowiednim momencie, nieco później. Moment ten nadszedł właśnie teraz. Wstał i teatralnym gestem, niczym Rejtan, rozpiął koszulę. Pod spodem miał... nie, nie wytatuowaną, ale i tak porażającą swym widokiem pierwszą dziesiątkę prywatnego topu wszech czasów. Skierował palec w sam jej środek. Tam, pod numerem piątym, wielkimi literami, tak że nie dało się nie zauważyć, widniał tytuł: MAMA.

Jako ostatni, nie licząc dzikiej karty, swoją propozycję przedstawił ku3a. Jeszcze zanim djjack odczytał jej tytuł, wiedzieliśmy dokładnie co to. ku3ie to jednak nie przeszkadzało - tak jak na prawie każdym zlocie, tak i teraz wyjaśnił, że nie zgłasza utworu z zamiarem sprawienia komukolwiek trudności.

Spośród dotychczasowych edycji niektóre podążały w kierunku kompletnych nieoczywistości (tak jak C, przy którym to pominięto całą czołówkę związanych z tą literą wszechczasowych wykonawców) inne zaś bardzo starały się nie pominąć żadnego spośród pewniaków (jak D, kiedy to aż 9 zaprezentowanych utworów dotarło na Liście do miejsca 1). Ta niewątpliwie bliżej miała do tej drugiej grupy. Wystarczy wspomnieć, że pojawiły się w niej aż trzy utwory z pierwszej setki Trójkowego topu wszech czasów. Jednakże jeden brak bardzo mnie rozczarował – nikt nie zgłosił Gotye! (a mogłem to zrobić...)
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Kulminacyjny moment zlotu powoli mijał. Co prawda było jeszcze głosowanie na najlepszy spośród zgłoszonych utworów – zdecydowanym zwycięzcą ze znaczną przewagą nad pozostałymi został zaproponowany przez Dekodiego duet Gabriela z Kate Bush. Nasz kanadyjski gość też jeszcze nie od razu się pożegnał – ponieważ przez ostatnie trzy godziny przepływ dźwięku odbywał się głównie w kierunku od Europy, teraz przyszedł czas, by to trochę zrównoważyć. Szczególnie mocno zainteresowany był bobby-x, który wypytywał Adama o wszystkie szczegóły topograficzne jego miasteczka, konfrontując je od razu z mapami Google’a.

Mimo to emocje powoli zaczęły już opadać. Nie chcąc im w tym przeszkadzać, LLucky chwilowo przestał narzucać się ze swoim autorytetem organizatora, w zamian ukrył się za ekranem laptopa, by tam sporządzać zestawienie wydatków. Pozbawieni wsparcia wszystkie dalsze atrakcje musieliśmy organizować sobie sami. O tym, jakie to trudne, zdołałem się przekonać już po chwili, gdy padła propozycja – Dixit. Wszyscy, którzy akurat siedzieli w promieniu półtora metra, przyklasnęli z ochotą. Niestety, atram842 i TomaszBr we dwójkę to trochę za mało, by uformować chociaż jedną drużynę, o dwóch nie wspominając.

Ponieważ część osób zażywała rześkiego wieczornego powietrza na zewnątrz budynku, Yacy zaoferował się, że pójdzie tam i postara się kogoś przyprowadzić. Po piętnastu minutach spędzonych głównie na narzekaniu na niemożliwość zebrania się (choć także na przewidywaniu, jak wielkim problemem może być wybór do ABC Listy spośród wykonawców na I, bo H to przy nim małe piwo), Martrka z kolei poszła przyprowadzić Yacego, co zmuszało do zastanowienia się, kto za chwilę pójdzie po Martyrkę i kto zostanie w sali jako ostatni. Na szczęście, po kolejnych kilkunastu minutach trend się odwrócił i Yacy szczęśliwie pojawił się ponownie w sali, a spośród siedzących wokół udało się zebrać sześć osób.

Pozostali ewentualni chętni musieli przechodzić przez to wszystko od początku, jeśli chcieli sformować drugą drużynę. Ku mojemu zdziwieniu, w końcu się im udało, wygospodarowali nawet dla siebie odpowiednią ilość miejsca przy stole, co nie było łatwe - siedzący centralnie LLucky dzielił go na dwie części, z których nasza szóstka zajmowała jedną, drugą – bobby-x, Marcin Buchalski i Dekodi. Z adameria co prawda już się pożegnali, potem jednak skupili się na spóźnionej kolacji, a następnie na ogólnych rozmowach okołolistowych. W pewnym momencie trzeba było zasugerować im, że być może mogliby te rozmowy prowadzić gdzie indziej (taki pierwszy krok w stronę pozbywania się ze zlotów najbardziej zasłużonych słuchaczy Listy...).

Martryka, która wróciła jakiś czas po Yacym, nie załapała się już do drużyny, ale też nie czuła z tego powodu żalu. Zajęła się bowiem czymś równie wciągającym, a do tego dużo bardziej zaskakującym dla obserwatorów z zewnątrz – na stoliku niespodziewanie pojawił się zestaw dłut i niewielka prostokątna plansza, w której Martyrka zręcznie żłobiła tymi dłutami wgłębienia. Po chwili zaczęło być widać, że wzór ich powstawania nie jest przypadkowy, po kolejnej zaczęły się z nich formować kontury budowli – jak się dowiedziałem, był to most w Tczewie. Zanim dzieło zostało ukończone, trzeba było jeszcze włożyć trochę wysiłku w dokładne dożłobienie licznych szczegółów, trwało to więc dość długo, ostatecznie jednak naszym oczom ukazał się bardzo efektowny obrazek. Cóż, to zdumiewające, jak można przez tyle lat jeździć z daną osobą na zloty i zupełnie nie mieć pojęcia o jej talentach plastycznych.

Dixita rozegraliśmy trzy rundy (czyli osiemnaście zagadek). Ponieważ większość z kart znaliśmy już na pamięć, większych zaskoczeń nie było, może oprócz „End of the World”, z którym TomaszowiBr skojarzył się obrazek przedstawiający... młodą parę w dniu ślubu (hmm...). Mnie z kolei jakoś nietypowo obrazki kojarzyły się często nie z samym tytułem, lecz jakimś przypadkowym fragmentem tekstu. Na takie skojarzenia trudno było wpaść zgadującym – o ile jeszcze o klatce Yacy stwierdził, że jej skojarzenie z „Hipisówką” jest oczywiste, o tyle słodkie-słodkie winogrona dalece wykraczały poza możliwości interpretacji i ostatecznie trafiła je przez przypadek tylko jedna osoba (ale w sumie to właśnie jest najlepsze możliwe rozstrzygnięcie). Nikt przy tym nie zauważył, że „Cykady na Cykladach” nigdy się na Liście nie pojawiły – stwierdziłem to dopiero ze zdziwieniem po powrocie.

Gdy skończyliśmy trzecią rundę, druga drużyna wciąż jeszcze była pochłonięta swoją rozgrywką (nic dziwnego, skoro zaczęli później), LLucky zaś wciąż walczył z rozliczeniem (ale z sukcesami – choć wydawało się to nieprawdopodobne, koszt w przeliczeniu na osobę wyszedł jeszcze niższy niż poprzednio; brawo, oby tak dalej – jeszcze trochę i niedługo za udział w zlocie zaczną nam dopłacać), mimo to nie chcieliśmy już ciągnąć gry dalej (jednak ograniczona liczba kart robi swoje). kajman, jak zwykle o tej porze, pożegnał się i poszedł na górę, ku3a poświęcił się całkowicie kibicowaniu Martyrce, potem zaś treningowi pod jej kierunkiem – dostał dla siebie mniejszą planszę, na której mozolnie żłobił kolejne wgłębienia, tworząc dla odmiany wzór bardzo nieregularny (sztuka abstrakcyjna?). Z kolei atram842 i TomaszBr oddali się wnikliwej analizie porównawczej małych miasteczek dolnośląskich i małych miasteczek podlaskich (tu naszła mnie dość smutna refleksja – o ile mieszkańcy tych miejscowości wiedzą o Warszawie wszystko, o tyle mieszkańcy Warszawy nie wiedzą o nich prawie nic...).
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Podsumowanie LLucky’ego nie ograniczało się tylko do spraw finansowych. Druga jego część, może nieco mniej obszerna, ale także istotna, dotyczyła wyników w konkursach. Tym razem przyjął nowatorski algorytm przeliczania punktów na procenty – zwycięzca każdego konkursu otrzymywał 100%, pozostali proporcjonalnie mniej. Aby oddalić wszelkie podejrzenia o machlojki, LLucky ponownie podłączył rzutnik (Tadeusz na szczęście od dawna już spał) – na ścianie pod porożem ukazała się obszerna tabela szczelnie wypełniona rozmaitymi procentami, z wyjątkiem lewej kolumny, skąd uśmiechały się do nas znajome nicki – ustawione w bardzo nieprzypadkowej kolejności. Nagrody wyłożono na stół (odetchnąłem z ulgą, zobaczywszy, że nie ma już wśród nich szaro-różowych opasek) – w większości płyty, trafiła się też jednak kulinarno-językowa książka profesora Bralczyka.

To, że w tabeli na ścianie pierwszy nick od góry należał do ku3y, nikogo nie dziwiło. Drugie miejsce też się niewątpliwie kajmanowi należało – ponieważ był chwilowo nieobecny, zgodnie zdecydowaliśmy w jego imieniu, że przekażemy mu wspomnianą książkę. Nieco dziwić mogła za to obecność w ścisłej czołówce młodego Kuby – niewątpliwie pomogło mu uczestnictwo w zwycięskiej drużynie w konkursie kajmana (chociaż jednak, delikatnie mówiąc, nie on był tym, kto najbardziej przyczynił się do jej sukcesu). Jeżeli o mnie chodzi, też udało mi się znaleźć całkiem wysoko, dzięki czemu załapałem się jeszcze na ostatnią płytę Pauli i Karola (te, które zostały później, odpowiadały mi już nieco mniej, miałbym więc pewien problem, co z nich wybrać).

Nagrody zostały rozdane, więc w ostatniej pożegnalnej rundzie kalamburów można było się z czystym sumieniem nie starać. To jednak nie z tego powodu nazwałbym tę rundę jedną z moich największych porażek w karierze kalamburowej – niektórzy nieco zweryfikowali po niej swoje zdanie o moich talentach w tej dziedzinie. Szczególnie rozłożyły mnie zwłaszcza dwa tytuły – „Love’s Great Adventure” (z dwoma pierwszymi wyrazami udało się łatwo, kiedy jednak LLucky domyślił się o jaki utwór chodzi, życzył mi serdecznie powodzenia przy trzecim – nie pomogło) i „Trouble is a Friend” (pokazać przyjaciela jeszcze się jakoś udało, choć nie bez kłopotów; wobec kłopotu wszelkie wysiłki przyjaciół okazały się daremne). Kiedy z kolei na monitorze pokazało się „Rite of Passage” poddałem się bez walki. Nic dziwnego, że chęci, by spędzić na kalamburach całą noc, okazały się jakby trochę słabsze niż zwykle i podobnie jak wczoraj o jakiejś nieprzyzwoicie wczesnej porze rozeszliśmy się do pokojów.

Ostatni dzień zlotu nie jest zwykle wdzięcznym tematem do opisywania. Nie tylko nie odbywają się już wzbudzające emocje konkursy, ale też grono osób mocno się kurczy, co wpływa na ogólną atmosferę. Tym razem zaś zostało ono ogołocone jeszcze bardziej drastycznie niż zazwyczaj. To, że bladym świtem, tak że nie zdążyłem się pożegnać, opuścił nas Aro, jestem w stanie zrozumieć – w końcu przebycie ponad pięciuset kilometrów wymaga trochę czasu, lepiej zaś byłoby nie spóźnić się do pracy w poniedziałek (na pamiątkę zostawił nam swoje opakowanie witamin; w sumie był to nasz drugi wspólny zlot i na obu zostawił takie same witaminy, więc chyba jest to jego znak rozpoznawczy). Kiedy jednak dowiedziałem się, że to samo zrobił kajman (który z kolei zapomniał zabrać wygranej przez siebie książki), przeżyłem szok. To on zawsze podczas niedzielnych śniadań potrafił wnieść odpowiednią dawkę humoru w smutną atmosferę pożegnania. Teraz zaś pozostało nam już tylko spoglądać z żalem na puste krzesło.

Przy śniadaniu nie zabrakło nam pomidorów (oj, chyba LLucky trochę przekroczył 2 kilo, które mu sugerowałem; dzisiaj dla odmiany udało mi się ubiec jollyrogera72 i część z nich pokroić), za to musieliśmy się pogodzić z brakiem wędliny, która co prawda jeszcze w lodówce była, jednak osoby, które jako ostatnie kończyły wczoraj kolację, najwyraźniej nie wiedziały, że nie należy w niej korzystać z najwyższej półki, jeżeli nie chce się potem wyjąć bryłek lodu. Oprócz jedzenia ostatnie chwile zlotu umilała mi rozmowa z LLuckym i TomaszemBr – roztrząsaliśmy kolejno: jak nazywano kolor pomarańczowy, zanim rozpowszechniły się w naszych stronach pomarańcze; czy przed posmarowaniem chleba nutellą należy jeszcze użyć masła; czy Portishead miało kiedyś jakiś utwór na Liście (oczywiście, że miało, nawet całkiem sporo – życie czasem okazuje się zadziwiająco oczywiste, kiedy ma się otwartą stronę archiwum) i jak ta rozmowa zostanie opisana w relacji...

Na koniec pozwoliłem sobie na coś, co przez większą część zlotu chodziło mi po głowie. Ukucnąłem przy drewnianych torach Tadeusza, chwyciłem ręką lokomotywę i wyruszyłem w podróż. Niestety, trwała ona dość krótko i skończyła się gwałtownie, gdy Tadeusz zademonstrował mi konkurencję dla transportu szynowego – mały żółty autobus (Polski Bus?) . Postawił swój pojazd na torach, dokładnie na trasie mojego przejazdu. Dalszy ciąg był nieunikniony – pociąg się wykoleił. Cóż, zakończenia bywają przykre...

Pa, pa, Śródborowianko!
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: wwas »

Uff! Wreszcie koniec :)
(tzn. cieszę się, że skończyła się relacja, a nie zlot - w momencie jego zakończenia byłem BARDZO nieucieszony ;))

Dziękuję tym, którzy mnie poganiali - bez Was na pewno trochę by to jeszcze potrwało :)
(chociaż nie jestem pewien, czy efekt długofalowy też będzie taki pozytywny...)
haszka
Posty: 63
Rejestracja: czw maja 03, 2012 6:38 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 1982

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: haszka »

Wojtku, dziękuję! Na zlot dotrzeć nie mogłam, ale Twoja relacja znacząco ten brak wrażeń rekompensuje :) Mam nadzieję na pełnię szczęścia następnym razem (wyjazd+Twoja relacja)!
ku3a
Posty: 20928
Rejestracja: czw lis 10, 2005 8:32 pm
Lokalizacja: 872, 1186

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: ku3a »

dzięki, Wojtku, za jak zwykle rewelacyjną relację!
kajman
Posty: 63972
Rejestracja: pt wrz 22, 2006 9:00 pm
Lokalizacja: toruń

Re: XVIII Zlot Forum - 3-5 października 2014 r.

Post autor: kajman »

wwas pisze:czego jakoś nie potrafił zrozumieć TomaszBr, po raz kolejny dając wyraz swojemu niezadowoleniu z naszej nieumiejętności szybkiego zbierania się
Ja też zawsze jestem z tego niezadowolony tylko widać mniej daję to do zrozumienia.
wwas pisze:wybrał mało znaną piosenkę Katarzyny Groniec
Wydawało mi się, że znaną. No ale dla mnie jest znane to co było dosyć długo i/lub dosyć wysoko.
wwas pisze:Nikt przy tym nie zauważył, że „Cykady na Cykladach” nigdy się na Liście nie pojawiły
1. To dlatego że ja byłem w drugiej drużynie (i chyba znowu dostałem tą twarz, tylko już nie pamiętam co z nią zrobiłem).
2. Utwór można uznać za bonus, bo był na LP1 w '81 (czyli też u Niedźwiedzia).
wwas pisze:Drugie miejsce też się niewątpliwie kajmanowi należało
Miałem szczęście w Dixicie.
wwas pisze:trafiła się też jednak kulinarno-językowa książka profesora Bralczyka
Która została po moim wyjeździe w Śródborowie, ale ponoć go opuściła.
wwas pisze:czy przed posmarowaniem chleba nutellą należy jeszcze użyć masła
Oczywiście, że tak.
ODPOWIEDZ