XV zlot (7-9.06.13)

Potrzeba dyskusji na temat Listy jest tak silna, że łamy Forum to za mało — od czasu do czasu spotykamy się także na Zlotach.

Moderatorzy: ku3a, ku3a

Awatar użytkownika
bobby-x
Posty: 9881
Rejestracja: pt lis 11, 2005 5:00 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: czerwiec 1983
Lokalizacja: Powiat Otwocki, Mazowiecki Park Krajobrazowy
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: bobby-x »

ku3a pisze:relacja jak zwykle napisana w rewelacyjny sposób, ale szczegółowość weszła już na tak wysoki poziom, że z przykrością niektóre akapity opuszczałem, a część innych tylko przelatywałem wzrokiem...
Nie przejmuj się tym co Kuba opuścił, jeszcze nie zagłębiłem się w twoje relacje ale na pewno przeczytam całość z wielką przyjemnością.
Awatar użytkownika
bobby-x
Posty: 9881
Rejestracja: pt lis 11, 2005 5:00 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: czerwiec 1983
Lokalizacja: Powiat Otwocki, Mazowiecki Park Krajobrazowy
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: bobby-x »

Miszon pisze:Z półtorej godziny myślę że trwał. Może 2 razem z objaśnieniami i innymi przygotowaniami. O co w nim chodziło, możesz się domyśleć w tym wątku:
http://forum.lp3.pl/viewtopic.php?f=7&t=8959
Konkurs był wyśmienity, na pewno się nad nim napracowałeś więcej niż mówiłeś, jak ja mogłem nie odgadnąć tych słów "Bobbiego-xa" zespołu OZ :oops: wstyd, wstyd, wstyd mi.

TO KTO BĘDZIE 2-3 SIERPNIA W SZKLARSKIEJ, OSTATNI RAZ BYŁEM TAM W 1995 W WEEKEND MAJOWY Z MOJĄ NARZECZONĄ, OBECNĄ ŻONĄ, 4 MIESIĄCE PRZED ŚLUBEM :D WTEDY PODRUŻOWALIŚMY CIOPĄGIEM. Jakie tam są dwie, trzy stacje przypomnicie mi? Przednia, środkowa i górna, czy dolna, średnia i górna? Kiefer Chłopiec, który jeździł koleją mnie zatłucze.
Awatar użytkownika
Miszon
Posty: 15261
Rejestracja: pn lis 13, 2006 12:18 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 640
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: Miszon »

bobby-x pisze:jak ja mogłem nie odgadnąć tych słów "Bobbiego-xa" zespołu OZ :oops: wstyd, wstyd, wstyd mi.
Powiem szczerze, że jak napisałeś, że wpadniesz popołudniem w sobotę, to od razu zadecydowałem o dodaniu tego kawałka. Co prawda liczyłem na to, że raczej triumfalnie zgadniesz zdobywając łatwo punkt. Ale w sumie wyszło jeszcze zabawniej ;-) .

Dodam też, bo wwas tego nie napisze, że klucz do konkursu był złożony:
- po pierwsze miały być to piosenki z charakterystycznym tekstem, raczej głupim/słabym niż dobrym (ale ostatecznie było parę wyjątków)
- z początku szukałem powyższych spośród kawałków, które znajdowały się na LPP3 w dniach trwania tego zlotu, czyli 7-9 czerwca któregoś roku (bardzo pomocne było tutaj szalenie "Roczne kalendarium Listy" na stronie Archiwum!)
- dodatkowym plusem było, jeśli piosenka traktowała o wszelkich używkach (stąd piosenki o kacu, narkotykach, etc.)
- oczywiście szukałem różnorodności czasowej, żeby były rzeczy z każdego okresu Listy, a także wykonawczej (aczkolwiek Kazik jednak się powtórzył. Jednak nie mogłem się powstrzymać ;-) )

Co prawda jollyroger po konkursie kilkukrotnie zarzucał mi, że wybrałem rzeczy dość dziwne. Z tym się zgadzałem, bo patrz powyższe założenia. Ale że były one ponure, to już było dla mnie dziwnym zarzutem i trochę się zawiodłem, że wprowadziłem go w taki depresyjny nastrój...

Natomiast dobrym pomysłem okazało się podzielenie wszystkich na zespoły trzyosobowe i to z rozstawieniem liderów (bo dekodi chciał być w drużynie z leszkiemno i Marcinem Buchalskim, bo rozwaliłoby całą zabawę). Tutaj dziękuję Lluckyemu, że wpadł na pomysł wybierania drużyn na podobnej zasadzie, jak w podstawówce wybierało się drużyny do grania w piłkę (każdy z kapitanów dobierał po jednej osobie po kolei), co dało na tyle wyrównaną walkę, że trzy z pięciu drużyn do końca walczyły o zwycięstwo.
A drużyny wyglądały następująco (mam nadzieję, że nie pomyliłem składów :oops: ):

1 - Bobby-x, Djjack i kajman(??? do tej chwili nie pamiętałem kto, choć to trudno uwierzyć, dopiero jak spojrzałem na listę uczestników kilka stron wcześniej, to stwierdziłem, że nigdzie kajmana nie umieściłem) - drużyna która wyróżniała się tym, że przez pewną część rozgrywki walczyła o to, żeby wyjść z minusa (zaczęli od -3 punktów i nie było łatwo się odbić :-P ). Ja bym im zaliczył "wytrąciłaś mi z równowagi" jako dobrą odpowiedź, ale patrz drużyna nr 2 ;-)
2 - ku3a, adameria, uzi - drużyna, która wyróżniała się tym, że najbardziej zwracała uwagę na kwestię regulaminu, przez co po chwili zacząłem żałować, że nie stworzyłem jakiejś pisemnej jego wersji zdeponowanej u notariusza. Że jednak brakowało mi protokolanta 8) , to przez kilka pierwszych "rozdań" panował lekki chaos w tej kwestii, gdyż jak wiadomo nie jestem człowiekiem dokładnym i zwracającym uwagi na takie detale, czy przyjmujemy zasadę z "Jaka to melodia", czy jednak tytuł musi się zgadzać słowo w słowo
3 - jollyroger, dekodi, atram - drużyna która przyjęła taktykę przeczekania, zanim zakończą się spory regulaminowe (żeby nie nałapać minusów, jak inni), następnie siedziała cicho w kącie, by od "Rosołu" Peszkówny nagle wystrzelić ze zdobywaniem punktów i walczyć do końca o zwycięstwo
4 - falcoeagle, Marcin Buchalski, Llucky - drużyna, która chyba najlepiej i najszybciej opanowała kwestie strategii używania kart specjalnych
5 - Yacy, leszekno, Martyr - drużyna, która szybko stała się liderem, ale potem miała spore problemy w walce z atakami drużyn nr 3 i 4

A kto wygrał? W sumie nie pamiętam :lol: . Ale chyba w ostatnim/przedostatnim rozdaniu się okazało. Czyli rozgrywka raczej nie była nudna :-) .
Ostatnio zmieniony sob lip 13, 2013 12:48 pm przez Miszon, łącznie zmieniany 2 razy.
Awatar użytkownika
jollyroger72
Posty: 19401
Rejestracja: czw lut 02, 2012 12:26 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: not. 176
Lokalizacja: Port Royal!

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: jollyroger72 »

Miszon pisze:Co prawda jollyroger po konkursie kilkukrotnie zarzucał mi, że wybrałem rzeczy dość dziwne. Z tym się zgadzałem, bo patrz powyższe założenia. Ale że były one ponure, to już było dla mnie dziwnym zarzutem i trochę się zawiodłem, że wprowadziłem go w taki depresyjny nastrój...
1. Nie zarzuciłem, tylko stwierdziłem :)
2. Deprecha mnie nie dopadła, tak więc nie rób sobie wyrzutów.

Ogólnie konkurs był spoko i tak jak napisał Miszon - przez długi czas nie wychylaliśmy się a potem z lekka przyatakowaliśmy. Szkoda, że dwukrotnie brakło nam odwagi na zgłoszenie się, bo wówczas zostalibyśmy zwycięzcami tej rozgrywki...

Miszonie - dzięki za ten konkurs :D

PS. Miszonie - a z jakiego to utworu:
"Nie kupiłem jeszcze cegieł, by postawić własny mur...?"
Awatar użytkownika
Miszon
Posty: 15261
Rejestracja: pn lis 13, 2006 12:18 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 640
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: Miszon »

Raczej z czegoś, czego nie znam (sprawdziłem: nie znam, ale mniej więcej klimaty i okres zgadłem). Ale do konkursu by się nadało jeśli chodzi o tekst :-) .
Awatar użytkownika
Miszon
Posty: 15261
Rejestracja: pn lis 13, 2006 12:18 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 640
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: Miszon »

wwas pisze:Każda osoba musiała zmierzyć się z czterema zagadkami, przy czym zestaw był przygotowywany indywidualnie – kajman starał się celować w gust danej osoby. Czasem udawało mu się to zaskakująco dobrze – Neo01 nie mógł wyjść z podziwu, skąd wiedział o jego dawnej miłości do Elektrycznych Gitar, czasem, gdy nie czuł się szczególnie pewnie w definiowaniu czyjegoś gustu, stawiał na rzeczy ogólnie znane i lubiane, dzięki czemu dana osoba miała łatwiej.
Z tym bywało różnie. Owszem, Beatles to było coś dla mnie, podobnie trafił z Psychokiller (którego rozpoznałem może po 2 sekundach, wzbudzając nawet uznanie leszkano :-D ), ale jak zagrał jakiś poprockowy balladowy kawałek fortepianowy, całkiem fajny zresztą, musiałem powiedzieć że słyszę chyba pierwszy raz w życiu. Kiedy okazało się, że to Marillion, przestałem mieć pretensje do siebie że nie zgadłem, a mogłem je zrzucić na kajmana. Bo przecież znam tylko 3 kawałki z zeszłego wieku autorstwa tego zespołu (w tym jeden poznałem dopiero rok temu), a sądziłem też że raczej powszechnie jest znana moja niechęć do jednego z nich.
kajman
Posty: 63973
Rejestracja: pt wrz 22, 2006 9:00 pm
Lokalizacja: toruń

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: kajman »

Nota bene, myślałem, że oryginał jest bardzo popularnym utworem (nie wiem, czy nie ma go w zestawie do TWC, co akurat nie jest argumentem) i przynajmniej tytuł znać powinieneś. Swoją jeden utwór przeznaczony dla Ciebie wzbudził sporą dyskusję na temat oryginalnego wykonawcy.
A Twojego gustu nie zdołałem do tej pory rozgryźć (poza Beatlesami oczywiście).
Awatar użytkownika
Miszon
Posty: 15261
Rejestracja: pn lis 13, 2006 12:18 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 640
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: Miszon »

Tak, aż po wiki trzeba było szukać, kto szybciej nagrał Nothing Compares 2 U, autor czy Skinhead.
Wydawało mi się, że mój gust chyba nie jest aż tak bardzo nieodgadnięty, zaskoczyłeś mnie.
kajman
Posty: 63973
Rejestracja: pt wrz 22, 2006 9:00 pm
Lokalizacja: toruń

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: kajman »

Miszon pisze:Tak, aż po wiki trzeba było szukać, kto szybciej nagrał Nothing Compares 2 U, autor czy Skinhead.
A jeszcze trzeba było sprawdzić, kto był ten najpierwszy.
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: wwas »

Następną godzinę ujmę skrótowo: absolutny brak problemów z parkowaniem w centrum (na ogół rzecz nie do pomyślenia, ale w sumie w sobotnie wieczory mało kto wypuszcza się na imprezę samochodem), w zamian pewne problemy ze znalezieniem lokalu (w SMS-ie Janek potwierdził obecność, ale szczegółów lokalizacji już nie zdradził) jak również miejsca, na którym w środku można by było usiąść (w końcu udało się na niezbyt wygodnym stołku barowym), kupon na piwo wręczany wszystkim gościom (w moim wypadku wykorzystany na sok porzeczkowy), narzekania na temat spóźniającego się mistrza ceremonii, którym był ów brodaty przyjaciel pana młodego (wkrótce więc spodziewane są pewne korekty na liście jego przyjaciół), gdy zaś się w końcu pojawił – inauguracyjny taniec młodej pary przy dźwiękach, od których kajman dostałby wysypki (tak bowiem zwykle reaguje na Presleya), na koniec zaś pewna niezbyt przyjemna rozmowa (o tyle utrudniona, że już drugi raz dzisiaj miałem szczęście usiąść tuż koło głośnika), w wyniku której poważnie zwątpiłem w swoją przyszłą karierę literacką, jak również w ogóle w kontynuowanie spotkań naszej grupy. Co prawda przynajmniej w drugim punkcie moje wątpliwości się nie potwierdziły, to jednak miało się okazać dopiero miesiąc później – na razie opanował mnie grobowy nastrój i pomóc mogło mi tylko jedno.

Beznamiętnie mijałem machające do mnie z czarnych limuzyn rozchichotane uczestniczki wieczorów panieńskich – stały element nocnego życia stolicy, o którym, z czego właśnie zdałem sobie sprawę, chociaż mieszkam właściwie tuż obok, wiem zaskakująco mało. Zaraz jednak, gdy wjechałem na Wał Miedzeszyński odgłosy zabawy ucichły, a chwilę później otaczał mnie już tylko szum otwockich borów.

Nie byłem pewien, czy rzeczywiście mam dokąd wracać. Pamiętałem, że na poprzednim zlocie o podobnej porze kajman poszedł już się położyć, wszystkie konkursy zakończyły się z powodu braku entuzjazmu i tylko pojedyncze niedobitki gdzieś po kątach prowadziły ostatnie rozmowy. Kiedy więc, będąc jeszcze za bramą, przez rozświetlone drzwi sali zobaczyłem znaczną liczbę głów, odetchnąłem z ulgą. Uśmiechnąłem się do strażnika (mój widok trochę go zdziwił, zaraz jednak przypomniał sobie, że przecież uprzedzałem) i dyskretnie wemknąłem się do środka.

Zlotowicze podzielili się teraz na trzy podgrupy: z jednej strony Leszek, Dekodi, djjack i Marcin Buchalski prowadzili rozmowy na poziomie niedostępnym dla zwykłych śmiertelników, z drugiej część osób zajmowała się czymś, co wyglądało na kalambury, pomiędzy nimi zaś Miszon odcinał się od obu, przyglądając się z dość znudzoną miną. Na mój widok nieco się zapalił – zaczął opowiadać jaki to wspaniały konkurs mnie ominął (nie wątpię – też tego żałuję) i pokazał gruby plik z fragmentami tekstów, po których należało zgadnąć piosenki, chwaląc się jednocześnie, że tylko dwie spośród nich nie zostały odgadnięte (z pewnością mój udział zmieniłby ten stan znacząco).

Jeśli chodzi o kalambury, trochę się zdziwiłem – myślałem, że po ostatnich dwóch zlotach wszyscy (łącznie ze mną) mają ich serdecznie dość. Ostatecznie jednak stara prawda, że żaden szanujący się zlot, nie może się bez nich obyć, zwyciężyła i dopiero teraz dotarła do mnie z całą swoją siłą. Zrozumiałem, że tylko potężna dawka kalamburów może mnie wyprowadzić z psychicznego dołka. Widząc, że odtworzona została dawna wersja z podziałem na dwie drużyny, czym prędzej, nie bacząc, że zaburzam w ten sposób kruchą równowagę, dosiadłem do tej z nich, która siedziała bliżej. Początkowo siedziałem nieco onieśmielony – potrzebowałem dłuższej chwili, żeby nieprzyjemne emocje opadły ze mnie wystarczająco, żebym mógł w pełni włączyć się do gry. Jednak gdy falcoeagle zaczął energicznie ruszać ustami, jednocześnie pokazując kobiece kształty, nastąpił przełom – bez wahania zawołałem: „Skłamałam”.

O dwóch najciekawszych hasłach wspomniał już Llucky – uzi miotała się po całej przeznaczonej do tego części sali, a wyrazu jej twarzy nie można było określić inaczej niż jako prawdziwą histerię. Wszystko na nic – drużyna wciąż odpowiadała tylko: „strach”, „przerażenie”, „wielkie przerażenie”. W końcu kajman (z przeciwnej drużyny) zdecydował się jej pomóc, po czym powtórzył te same gesty, dokładając gamę nowych (brakowało tylko tarzania się po podłodze i walenia w nią pięściami), co jednak w niczym nie pomogło. Llucky próbował wywołać skojarzenia z historią – najpierw wcielając się w rycerza na koniu, potem w uczniów w szkole rzucających papierowymi kulkami podczas lekcji, również bez efektów. W końcu kajman ponownie wstąpił na scenę i wskazał na Yacy’ego, po czym nastąpił ciąg skojarzeń: Yacy -> on -> jego -> his -> histeria.

Zemsta ze strony drużyny uzi i ku3y była straszna – przekazując nam hasło, stwierdzili, że nie zgadniemy przez całą noc. Nie przestraszyłem się zbytnio – moja potrzeba kalamburów była w tym momencie na tyle silna, że nie miałem nic przeciwko spędzeniu tu jeszcze kilku godzin. Spojrzałem na Llucky’ego – najpierw zaprezentował dwie karty z tekstem, potem dołączyła do tego trzecia, przy której dodatkowo łapał się za głowę albo próbował odgrywać Hamleta. Potem próbował ponownie wykorzystać motyw uczniów rzucających papierkami, co daleko mnie nie zaprowadziło, chociaż po kilku strzałach trafiłem, że chodzi o język polski. Dopiero gdy po wielu staraniach i wypróbowaniu bardzo różnych ścieżek dojścia, Llucky przybliżył jeden z tekstów, demonstrując podział na wersy, zrozumiałem, że chodzi o wiersz, stąd zaś już blisko było do podziału na epikę, lirykę i dramat, zgadywanie hasła „Epic” zakończyło się więc sukcesem i wcale nie trwało to całą noc.

Dwa postulaty, zgłaszane podczas poprzednich zlotów przez Llucky’ego zostały tym razem wcielone w życie. Tak więc po pierwsze, nie można było korzystać z żadnych rekwizytów z wyjątkiem krzesła – kiedy więc Martyrka, chcąc pokazać hasło, w którym występowało słowo „miłość”, skinęła na męża, Llucky zaprotestował, na co z kolei Yacy się obruszył, że traktuje się go jak rekwizyt. Po drugie niedozwolone było pytanie o język – na ogół nie było z tym problemów, a polski od angielskiego dość łatwo można było odróżnić po składni, gorzej kiedy w grę wchodził jakiś inny język. Mając do pokazania „Minulost”, dość szybko udało mi się pokazać drużynie, że chodzi o przeszłość (motyw z rycerzami okazał się bardzo przydatny), dodatkowo przybierając różne miny, naprowadziłem ich na rdzeń „minąć”, dalsze pole działania miałem jednak ograniczone, a zanim jollyroger72 skojarzył w końcu o co chodzi, zdążyłem już parę razy stracić cierpliwość.

Godziny mijały, poszczególne osoby kolejno mówiły „dobranoc”, w końcu została nas już tylko piątka: ja, Llucky i jollyroger72 przeciwko uzi i ku3ie. Powieki zaczynały niebezpiecznie ciążyć, to jednak nie miało znaczenia – czułem, że potrzeba kalamburów jest u mnie tej nocy dużo silniejsza niż potrzeba snu. Chętnie zostałbym dłużej nawet wtedy, gdy zza drzwi dał się słyszeć ptasi koncert, a niebo ponad ciemnymi konarami drzew nieco pojaśniało. ku3a dał jednak sygnał do odwrotu. Cóż, niedosyt pozostał, dawka antidotum zrobiła jednak swoje – po krótkim etapie przewracania się z boku na boku udało się mimo wszystko zasnąć, rano zaś zły nastrój był już tylko dalekim wspomnieniem.
kajman
Posty: 63973
Rejestracja: pt wrz 22, 2006 9:00 pm
Lokalizacja: toruń

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: kajman »

No proszę, a ja nie wpadłem na to, o co chodziło LLuckyemu przy Epicu.
A jeżeli chodzi o Presleya to nie dostałem wysypki, chociaż z własnej woli go w konkursie coverów puszczałem.
LLucky
Posty: 5039
Rejestracja: wt lip 15, 2008 3:35 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: ?

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: LLucky »

wwas pisze:[...] zgadywanie hasła „Epic” zakończyło się więc sukcesem i wcale nie trwało to całą noc.
Przepraszam, ale może ktoś wie, ile czasu to zajęło? O ile pamiętam, było około trzeciej w nocy, ale o tej godzinie mój mózg sprawiał wrażenie troszkę bezwładnego i poczucie równowagi miałem lepsze niż poczucie czasu... :?
wwas pisze:Dwa postulaty, zgłaszane podczas poprzednich zlotów przez Llucky’ego zostały tym razem wcielone w życie. Tak więc po pierwsze, nie można było korzystać z żadnych rekwizytów z wyjątkiem krzesła – kiedy więc Martyrka, chcąc pokazać hasło, w którym występowało słowo „miłość”, skinęła na męża, Llucky zaprotestował, na co z kolei Yacy się obruszył, że traktuje się go jak rekwizyt.
Oczywiście Yacy obruszył się na mnie, nie na żonę, choć de facto to ona potraktowała go jak rekwizyt, a ja tylko nazwałem rzecz po imieniu. ;)
wwas pisze:Po drugie niedozwolone było pytanie o język [...]
Po trzecie nie można było pokazywać, że pokazuje się któryś fragment słowa (choć oczywiście można było pokazywać słowa fragmentami, ale zgadujący musieli sami się tego domyślić).
I przypomnijcie mi podczas następnego zlotu, żeby wprowadzić jeszcze jedno ograniczenie: hasła nie mogą być jednowyrazowe.
Ostatnio zmieniony wt paź 29, 2013 11:25 pm przez LLucky, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: wwas »

Moje starania, aby końcowe śniadanie nie wyglądało tak jak poprzednim razem, zostały zwieńczone sukcesem – nawet falcoeagle, który pojawił się w sali jako ostatni nie doświadczył żadnego braku. Idealnie udało się trafić z pieczywem, pomidorami i herbatą (która skądinąd w całości pochodziła jeszcze z toruńskiego zlotu) – po śniadaniu wystarczyło wyrzucić puste opakowania. Dla pozostałych produktów wystąpiła pewna nadwyżka, którą należało teraz rozdysponować. Niestety, większość osób skutecznie się opierała próbom wciśnięcia im tego lub owego – kajman skusił się tylko na resztkę margaryny, Yacy i Martyr na słoik dżemu, a ku3a i uzi na butelkę coca-coli. Resztą musiałem zająć się sam – istotną jej część stanowiło 27 puszek oranżady (czyżby aż tyle osób postanowiło solidaryzować się z ku3ą?), które będą u mnie cierpliwie czekały do następnego zlotu. Zła wiadomość: spośród gatunków pozostały tylko te wybierane mniej chętnie (cały kasztelan niepasteryzowany poległ w pierwszej kolejności), toteż następnym razem należy się spodziewać lekkiego obniżenia jakości…

Zwykle podczas zlotów po śniadaniu następuje krótka faza sprzątania i pakowania – tak było i tym razem, w ferworze przenoszenia do samochodu liczniejszych niż zwykle bagaży, zagapiłem się i ominęło mnie pożegnanie z ekipą odjeżdżającą przedpołudniowym pociągiem: kajmanem, jollyrogerem72, djjackiem i atram842. Za to, kiedy wszystko zostało już elegancko ułożone w bagażniku, przypomniałem sobie poniewczasie o jednej ważnej rzeczy – o przekazaniu pozdrowień od konwickiego1980 (jak widać, też nie zawsze wszystko pamiętam).

Na ogół w tym momencie przychodzi ostateczna chwila pożegnania i pozostaje już tylko odliczać dni do następnego zlotu. Tym razem miało być jednak inaczej – mogliśmy cieszyć się swoją obecnością jeszcze prawie przez dwie godziny, a wszystko dzięki Miszonowi i jego umieszczonej w tym wątku zawczasu relacji wyprzedzającej. Co prawda nie obyło się bez drobnych nieścisłości – Aro, któremu powierzył w tej relacji ważne zadanie, pechowo nie dotarł, również z soboty zrobiła się niedziela, poza tym jednak wszystko wyglądało, tak jak opisywał: rakieta była prawie gotowa do startu. Owo „prawie” dotyczyło faktu, że lotów kosmicznych raczej nie należy rozpoczynać na terenach gęsto zalesionych – stwarza to dość poważne ryzyko. Chcąc je wyeliminować, Llucky zarządził zmianę lokalu i przemieszczenie się na powierzchnię bardziej otwartą.

Ponieważ, jak wskazuje nazwa ośrodka, znajdowaliśmy się pośrodku boru, dotarcie na jego skraj okazało się nie lada wyprawą. Kiedy pojawiły się nieśmiałe pytania „daleko jeszcze?”, Llucky konsekwentnie odpowiadał zdecydowanym „tak”. Tymczasem falcoeagle przyznał się do punktowych odczuć wilgoci na skórze i dopytywał, czy wśród artykułów śniadaniowych nie było czegoś, co mogłoby wywoływać tego typu omamy. Oczywiście gwałtowanie zaprzeczyłem. Zresztą kiedy w końcu dotarliśmy na upatrzone przez Llucky’ego miejsce, nikt nie miał wątpliwości, że odczucia są jak najbardziej realne. Nasiliły się do tego stopnia, że w każdej sekundzie doświadczaliśmy ich już w kilkuset punktach naraz.

Teren rzeczywiście był niezalesiony, jednak nazywanie go „otwartym” mogło wzbudzać pewne kontrowersje. Po obu stronach drogi wyrastały gęste zarośla, a w promieniu kilkudziesięciu metrów wznosiło się kilka zabudowań. Nikt jednak nie miał wątpliwości, że głównodowodzący precyzyjnie wyliczył tor rakiety i trafienie w czyjeś okno zostało całkowicie wykluczone. Nastąpiła chwila oczekiwania, podczas której Llucky montował konstrukcję startową, następnie wszystkie głowy wzniosły się w górę, z zapartym tchem śledząc trajektorię. Po okrążeniu orbity rakieta spadła wprost na krzewiastą powierzchnię między nami a jednym z domów, po czym Llucky z uśmiechem poinformował nas, że teraz trzeba będzie ją znaleźć. Perspektywa przeszukiwania gęsto zarośniętego obszaru mierzącego ponad sto metrów wyglądała dość przerażająco, okazało się jednak, że po raz kolejny nie doceniliśmy naszego kierownika – precyzja wyliczenia toru była tak wielka, że zanim na dobre zdążyliśmy się przestraszyć, zamachał nam przed oczami znalezioną rakietą.

Cel wyprawy został spełniony, wobec czego dalsze moknięcie wydawało się bezcelowe. Rzuciliśmy się pędem w stronę przystanku oddalonego o kilkaset metrów. Jak to często bywa, akurat w chwili, gdy ostatni z nas znaleźli się bezpiecznie pod dachem, deszcz przestał padać. Ponieważ chowanie się w sytuacji, kiedy nie pada, jest działaniem średnio racjonalnym, po krótkim zastanowieniu ruszyliśmy w drogę powrotną. Zanim jednak do tego doszło, zdążyła się jeszcze wyjaśnić zagadka, która nurtowała mnie od początku zlotu: po co Llucky’emu rower, skoro jak dotąd ani razu na niego nie wsiadł. Otóż po rozmontowaniu konstrukcji startowej rakiety oprócz innych mniejszych części, zostały mu dwa kilkudziesięciocentymetrowe metalowe pręty – przykleił je taśmą klejącą do ramy, wyjaśniając, że rower budził i tak dużo mniejsze zdziwienie niż czyniłyby pręty niesione luzem.

Podróż powrotna do Warszawy bywa na ogół jednym z mniej ciekawych elementów zlotu, dlatego w relacjach zwykle ją pomijam, żeby nie gryzła się z patetycznym akapitem końcowym. Tym razem była jednak pojawiły się aż dwa powody, dla których warto o niej wspomnieć. Kiedy pożegnali się obaj posiadacze rowerów: Llucky i Miszon, pozostało siedem osób do podziału między dwa samochody. ku3a i uzi uśmiechnęli się do Yacy’ego i Martyrki, a adameria do mnie. Pozostał falcoeagle, który nie miał zbyt wielkiej ochoty jako jedyny zostać porzucony na pastwę PKP. Ponieważ całe moje tylne siedzenie zajmowała walizka Adama, nie było szans, żeby się tam zmieścił. U Yacy’ego co prawda udało się wygospodarować kawałek siedzenia, ale o wpakowaniu bagażu nie było już mowy. Ostatecznie podzieliliśmy się: Marcin dosiadł się do Yacy’ego, a jego bagaż ułożył się na walizce adamerii. To oznaczało, że czeka nas ponownie jazda zsynchronizowana. Nie był to problem – mieliśmy już w tej dziedzinie doświadczenie. Yacy zasugerował tylko, aby tym razem zmienić kolejność i abym to ja pojechał przodem.

Drugi powód pojawił się po przekroczeniu granicy Warszawy. Gdyby nasza droga prowadziła Trasą Toruńską, bylibyśmy świadkami rozgrywającej się na naszych oczach historii, wraz z tymi podtopionymi nieszczęśnikami, których oberwanie chmury zaskoczyło akurat tam. Jednak na Wale Miedzeszyńskim tego typu problemów nie było, wystarczyło wprawić w ruch wycieraczki i zza spływających z nieba rwących potoków wyłonił się świat zewnętrzny, a razem z nim Miszon, który wraz z rowerem chował się na jednym z przystanków (ho, ho – jestem pod wrażeniem, jak szybko udało mu się dojechać tak daleko).

Jeśli zaś chodzi o tradycyjny patetyczny akapit na koniec (możesz, ku3o, opuścić, już nic ważnego nie będzie...), właściwie muszę się przyznać, że wszelkie możliwe słowa zachwytu już chyba wykorzystałem we wcześniejszych relacjach, co zresztą nie zmienia faktu, że żadne z nich i tak nie są w stanie oddać zlotowej rzeczywistości – żeby mieć o niej pojęcie trzeba po prostu przyjechać. Gdybym więc kiedyś w przyszłości pisał coś o jakiś trzęsieniu ziemi, które jakoby miałoby uniemożliwić mi udział, bardzo bym prosił, żeby mną wtedy mocno potrząsnąć i powiedzieć, żebym się nie wygłupiał, tylko wpadał. Na pewno nie będę żałował.
Awatar użytkownika
Miszon
Posty: 15261
Rejestracja: pn lis 13, 2006 12:18 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 640
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: Miszon »

Miszon, który wraz z rowerem chował się na jednym z przystanków (ho, ho – jestem pod wrażeniem, jak szybko udało mu się dojechać tak daleko).
Stojąc tam, zastanawiałem się szczerze mówiąc, czy będziecie mnie mijać, czy jedziecie inną trasą.
Co do prędkości: owszem, jechałem dość żwawo, ale jednak bez przesady. Raz, że z racji nie opowiadanych nigdzie przeze mnie przygód przy powrocie z poprzedniego Zlotu (w skrócie: o ile wówczas jechałem z Falenicy w nocy ok. 20 minut, to potem w dzień w drugą stronę ok. godziny. Przy czym gdybym nie mijał drugi raz restaruracji, w której się wtedy stołowaliśmy, to bym się nie zorientował że jadę źle, a na pewno że jadę nie w tą stronę co chciałem), tym razem wolałem ostrożnie jechać przez miasto, by się nigdzie nie pogubić, dwa z racji wspominanych przeze mnie chyba wszystkim na Zlocie problemów z przerzutką, wolałem nie ruszać przedniej przekładni i jechać tak jak jest ustawiona (co oznaczało nieco szybsze machanie nogami kosztem prędkości poruszania się), dwa że kilkaset metrów wcześniej stwierdziłem że marznę i moknę i postanowiłem się zatrzymać, przebrać, wykonałem telefon informujący do domu, że wracam - w każdym razie z 10 minut zmitrężyłem (a to jest przecież ok. 4 km jazdy). Ale nie przejechałem zbyt dużo (chyba tylko 1 przystanek minąłem), kiedy stwierdziłem że lepiej stanąć na chwilę na przystanku. I jak się okazało, zrobiłem bardzo dobrze, bo do następnego dotarłbym już mokry od stóp do głowy (czy też odwrotnie). Ponieważ nie zapowiadało się, żeby przestało padać, wraz z kilkoma rowerzystami władowałem się do pierwszego nadjeżdżającego autobusu, wzbudzając popłoch niektórych pasażerów (6 rowerów w takim małym autobusie to jeszcze nie widziałem ;-) . Rozbawiła mnie też odpowiedź jednego z rowerzystów na nieuprzejmą uwagę jednej z pań, że "przecież można poczekać na następny autobus i do niego wsiąść". Odpowiedział jej: "przecież może pani wysiąść i poczekać na następny autobus" :twisted: ). Na kolejnych 2 przystankach okazało się, że dobrze wybrałem miejsce postoju, bo czekały tam kolejne grupki cyklistów, które już jednak musiały poczekać na kolejny pojazd, do tego nie sposób było się wcisnąć. Wysiedliśmy na Saskiej Kępie, gdzie było całkiem sucho i dalsza droga zapowiadała się zupełnie spokojnie.

Jednakże, jak się okazało, były to złudne marzenia - już w czasie przejazdu przez most Grota-Roweckiego zobaczyłem nadciągające w dużym tempie mgliste "coś", co okazało się być ogromną masą spadającego deszczu, który kiedy tylko opuściłem drogę położoną nad wodą, od razu uderzył we mnie z góry i z boku. Czym prędzej stanąłem na przystanku koło Starego Miasta. Licząc, że dalej dostanę się takim samym sposobem, którym opuściłem rejony Wału Miedzeszyńskiego. Obok mnie siedziało dwoje Hiszpanów/Włochów (już nie pamiętam), para początkowo tak jak ja nie wsiadała do nadjeżdżających tramwajów czy autobusów, kontemplując piękno burzy (raz walnęło tak blisko, że nawet nie zdążyłem odpalić wewnętrznego stopera odliczającego odległość do pioruna). Po pewnym czasie jednak pobiegli do jednego z pojazdów. Czekałem jeszcze chwilę, ale że nic nie zapowiadało żeby miało się uspokoić, uznałem że dalej rowerem jednak nie pojadę. W samą porę: nie dość że woda przelewała się przez chodnik i zaczęła zalewać mnie od przodu, to przystanek, zaczął przelewać także od tyłu. Dalsze pozostawanie w tym miejscu groziło, że będę musiał stać na ławce, by nie odpłynąć wraz z potokiem. Kiedy więc nadjechał tramwaj, którym bez przesiadek mogłem dojechać w okolice mego mieszkania, skoczyłem w rwącą rzekę i wskoczyłem w dość pusty pojazd.

Po kilku minutach zadzwonił do mnie adameria z pytaniem odnośnie kościoła, do którego można się udać na mszę o odpowiadającej mu godzinie (ze względu na wspominane wcześniej przez wwasa lekkie kłopoty zdrowotne, rano opuścił mszę w Śródborowie). Co prawda nie byłem pewien, czy w tym roku byłem na jakiejś mszy w Warszawie, ale wydawało mi się że odnośnie św. Jacka nic się nie zmieniło i o 16 jest msza dla spacerowiczów, która nie jest zbyt długa, a jest bardzo ciekawa, tak pod względem duchowym, jak i odnośnie rozwoju kulturalnego. Objaśniłem mu mniej więcej, gdzie się znajduje owa świątynia, nie wiem czy zdołał przebić się przez fale deszczu i tam dotarł, czy ostatecznie pozostało mu koczowanie na dworcu i oczekiwanie jakiejś mszy polowej tamże.

Zdawało się, że dalej dojadę bez przeszkód. Jakżesz się myliłem! W pewnym momencie, ok. 5 przystanków od celu, tramwaj stanął. Po kilku minutach pasażerowie zaczęli wyglądać, cóż spowodowało ten dłuższy postój. Nie było widać powodu, gdyż bezpośrednio przez nami stał kolejny tramwaj. Ponieważ nieco mniej padało (czytaj: nie lało strumieniami, tylko mocno padało), stwierdziłem że może jakoś dalej dojadę sam - i tak byłem nieco mokry, a wizja niedalekiej ciepłej wanny zmniejszała obawę przed dalszym zmoknięciem. Okazało się, że daleko nie ujechałem: kilkadziesiąt metrów dalej droga kierowała się w dół, przebiegając pod wiaduktem, po czym ponownie lekko ku górze. Ta niecka stała się prawdziwą pułapką w takich warunkach pogodowych. Przejazd dalej był absolutnie niemożliwy: na środku zagłębienia stało kilka samochodów zatopionych w wodzie mniej więcej po połowę szyby, mógłbym się przedrzeć na rowerze, ale tylko wodnym. Gdybym nie zauważył tej głębokości, to kilku panów z obsługi transportu miejskiego sugestywnie machało mi żółtymi flagami i krzyczało bym zawracał, uważając pewnie, że jestem na tyle szalony by przejeżdżać przez wodę sięgającą mi po pas lub wyżej. Pozostało zawrócić i poszukać innej drogi. Zanim dojechałem do przystanku Płocka, gdzie miałem nadzieję wsiąść do jakiegoś autobusu jadącego wprost do domu, zmokłem mocno zarówno od góry jak i od dołu: w kilku miejscach woda była tak głęboka, że kiedy pedałując miałem stopę w dolnej pozycji, zanurzała się ona lekko w wodzie.

Koniec końców wsiadłem jednak do mocno zapełnionego 171 (m.in. z panią, która mówiła wnuczce, że ma żaby w butach, więc raczej na spacer dalej nie pójdą. Uśmiechnąłem się, bo bardzo sugestywnie oddawało to odgłos wydawany także przez moje obuwie w czasie chodzenia) i szczęśliwie dotarłem do domu. O ile pamiętam o godzinie 15, czyli trwało to bardzo długo. Na szczęście jeszcze nie było w nim żony, która nie musiała się denerwować jak mnie zobaczyła, zanim dotarła doprowadziłem się do porządku i wypocząłem (jej droga powrotna z pracy to też prawdziwa epopeja, bo z racji zalania trasy Armii Krajowej jej autobusy w ogóle nie przyjechały, czekała na początku na przystanku blisko godzinę nie wiedząc co się dzieje, a potem musiała iść piechotą ponad pół kilometra, gdzie w końcu trafiła na jakiś pojazd jadący w pożądanym kierunku), susząc się po wyjściu ze wspomnianej wanny mogłem w spokoju obejrzeć finał Rollanda Garrosa, gdzie Nadal masakrował Ferrera.

Powroty ze Zlotów ostatnimi czasy obfitują w zdarzenia w stopniu bliskim samym Zlotom ;-) .
Awatar użytkownika
wwas
Posty: 2462
Rejestracja: wt paź 13, 2009 2:53 pm

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: wwas »

Miszon pisze:(...) na Saskiej Kępie (...) przez most Grota-Roweckiego (...) koło Starego Miasta.
:shock: Aż tak okrężną drogą jechałeś? :)
Miszon pisze:ze względu na wspominane wcześniej przez wwasa lekkie kłopoty zdrowotne
Trochę się przestraszyłem, że sam już nie pamiętam, o czym pisałem. Aż przejrzałem z tego powodu jeszcze raz ostatni fragment, ale nie znalazłem tam żadnej wzmianki o tego typu kłopotach ;) (czyli jednak istnieją szczegóły, które pominąłem...)
Awatar użytkownika
jollyroger72
Posty: 19401
Rejestracja: czw lut 02, 2012 12:26 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: not. 176
Lokalizacja: Port Royal!

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: jollyroger72 »

Wwasie, piękne dzięki za poetycką relację :) Zawsze można doczytać sie kilku szczegółów, na które albo nie zwróciło się w czasie zlotu uwagi, albo zwyczajnie już się o nich zapomniało :oops:

Co do powrotu, to widzę, iż co niektórzy mieli niezłe przeboje :lol: :lol: (Miszon - współczuję... takich atrakcji). Jak już wiecie z relacji Wojtka, nasz czwórka (atram842, kajman, djjack i ja) pierwsi opuściliśmy Śródborów. Z moimi towarzyszami powrotu do stolicy rozstałem się na dworcu Warszawa Wschodnia, skąd odjeżdżał mój pociąg do Wrocławia. Reszta naszej grupki pojechała do dworca Śródmieście. Stojąc na peronie na Wschodnim, a było kilka minut po godzinie 12-tej, widziałem groźne czarne chmury nadciągające ze wschodu i w duchu sobie powtarzałem: "niech ten pociąg przyjedzie nim lunie...". Moje życzenie zostało spełnione i około 12.20 opuściłem Wschodnią i ruszyłem w podróż powrotną. Na szczęście w trasie nic ciekawego się nie wydarzyło i pierwszy deszcz dopadł mnie dopiero w okolicach Wrocławia...

Jako że wwas zakończył swą relację, to chyba pora zacząć myśleć o XVI zlocie.
Awatar użytkownika
djjack
Posty: 2002
Rejestracja: pn sie 04, 2003 2:08 pm
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Piątek 7 czerwca 2012 r. - dzień pierwszy.

Post autor: djjack »

jollyroger72 pisze:(...)
Jako że wwas zakończył swą relację, to chyba pora zacząć myśleć o XVI zlocie.
Jeszcze ja 8^)

Piątek 7 czerwca 2012 r. - dzień pierwszy.
Moją podróż na XV Zlot rozpocząłem w piątek o 9:30 w wygodnym czerwonym autobusie jadącym przez Ostródę do Warszawy. Czytając Ketchuma jadłem bułeczkę drożdżową, herbatniki, lody truskawkowe i piłem sok jabłkowy. Wszystko to – wyobraźcie sobie – na koszt przewoźnika. W kasie ZTM na Młocinach kupiłem bilet za 48 złotych pozwalający mi podróżować przez resztę weekendu tramwajami, autobusami, metrem i koleją mazowiecką do ostatniej dopuszczalnej stacji czyli właśnie do Śródborowa. Następnie udałem się w kierunku przystanku tramwajowego, aby wsiąść w tramwaj linii 33 (łatwy numer do zapamiętania – za kilka godzin miałem być w „połówce” tego numeru). Tramwajem jechałem mniej więcej pół godziny. Po drodze dwa razy widziałem deszcz za oknem i ludzi z parasolami. Ale kiedy wysiadłem przy Centralnym – już się wypogodziło. Zszedłem na dół, kupiłem sobie małą kanapkę z serem, pomidorem, ogórkiem, salami i sałatą i zjadłem ją z apetytem. Pochodziłem trochę patrząc jak wyglądają odnowione korytarze dworcowe i szukając w tłumie znajomych twarzy. Z wyjątkiem mojej twarzy odbitej w wystawowych szybach nie rozpoznałem nikogo. Ale ponieważ zbliżała się godzina 16:05, a wiedziałem, że o tej porze przyjeżdża z południa jollyroger72, zatem udałem się na peron pierwszy i spokojnie zaczekałem na pociąg z Wrocławia. A kiedy przyjechał, wypatrzyłem z daleka kolegę i od tego momentu było już raźniej poruszać się po Centralnym, a grupa zaczęła się sukcesywnie rozrastać. Najpierw pomachaliśmy atram842. Potem namierzyliśmy na peronie LLucky’ego z rowerem. Pojawili się Gary i darek49 ze swoimi małżonkami. Adameria z preclami. Kajman. Wwas, Ku3a z Uzi. I jeszcze jedna koleżanka, o nicku… - ups – nie zapamiętałem. Dopiero wwas w swojej relacji przypomniał mi, że to była Andie. Będę już pamiętał.
Spacer w kierunku Myśliwieckiej upływał Nam na pogawędkach i rozmowach. Żar lał się z nieba, więc LLucky wybierał marszrutę ocienionymi chodnikami albo alejami otoczonymi przez wysokie budynki. I dzięki temu dochodząc do Trójki nie byłem tak mocno zmęczony i spocony. Zebraliśmy się przed budynkiem i czekaliśmy na Martyrkę z Yacym. Nie ma co ukrywać – czekaliśmy też na Ich samochód, do którego mogliśmy zapakować Nasze bagaże. A kiedy pozbyliśmy się najcięższych toreb i plecaków, można było powoli zacząć oficjalną wizytę w Trójce. Zanim to jednak nastało – Ku3a poinformował Nas, że ze względu na mecze siatkówki i piłki nożnej oraz łączenia na żywo korespondentów sportowych ze studiem, nie będziemy wchodzić tak jak zwykle pojedynczo na antenę i zapowiadać piosenki. Balonik poprosił o wytypowanie jednej osoby, która będzie reprezentowała XV Zlot i tylko z Nią porozmawia w studiu na żywo. Powiem szczerze – mina mi trochę zrzedła, bo już się nastawiałem do zapowiedzi pewnej wybranej piosenki. Ale szybko przyjąłem ten fakt do wiadomości i pomyślałem, że widocznie tak miało być. Ponieważ wysłannika/wysłanniczkę trzeba było wybrać drogą głosowania – przyznam się, że niespodziewanie dla mnie przeszedłem do drugiej rundy. Ale potem już nie miałem tak dużo szczęścia i palma pierwszeństwa przypadła Yacy’emu. Kiedy potem Go słuchałem na żywo jak odpowiadał na pytania Piotra Barona, to stwierdziłem, że dobrze się stało. Yacy jest zdecydowanie bardziej zasłużonym Forowiczem i Zlotowiczem niż ja i konkretnie odpowiadał na pytania dotyczące historii zlotów oraz historii forum. A ja na niektóre odpowiadałbym pewnie nie do końca poprawnie i mijałbym się z prawdą. A – zapomniałbym – przed budynkiem dołączyli do Nas jeszcze falcoeagle, dekodi i leszekno.
Co jeszcze działo się na Liście? Helen przyniosła truskawki i makowiec. A atram842 własnoręcznie upieczone smaczne miniaturowe ciasteczka. Każdy mógł się poczęstować tym, na co miał ochotę. W trakcie listy dołączały do Nas jeszcze kolejne osoby – w tym neon.ka i abd3mz z najmłodszym zlotowiczem czyli fantastycznym Panem Tadeuszem. Część osób prowadziła rozmowy w pokoju Helen, część podglądała pracę w reżyserce, część spacerowała po korytarzu. Analizowano aktualne wyniki. Sprawdzano w pamięci, co wypadło z Listy. Rozmawiano podczas przerw z prowadzącym na temat Zlotu, muzyki granej w Trójce i muzyki na Liście. 167 minut minęło błyskawicznie. I w trakcie wysłuchania miejsca pierwszego większość z Nas zaczęła szykować się do wyjścia. Mieliśmy mniej więcej 40 minut na dojście do dworca Warszawa-Powiśle.
W drodze na dworzec porozmawiałem sobie trochę z Dekodim o różnych wersjach jednych i tych samych piosenek z listy oraz z falcoeagle o studiach. Na peronie kolejki byliśmy przed czasem, więc odrobinę sobie pożartowaliśmy, poobserwowaliśmy pomarańczowo-biały reklamowy „księżyc” i staliśmy się obiektem zainteresowań wszędobylskich mrówek z których kilka pojechało nawet z Nami pociągiem w kierunku Śródborowa. Do Śródborowianki dotarliśmy mniej więcej za kwadrans dwudziesta czwarta. Odebraliśmy nasze bagaże, pobraliśmy klucze od pokojów, rozpakowaliśmy się i poszliśmy do sali „koncertowej”, gdzie czekała na Nas ciepła pizza. Ja z jollyrogerem72 wybraliśmy sobie pizzę europejską i zjedliśmy ją do połowy, popijając sokiem i coca-colą.
Po kolacji przyszedł czas na konkurs. Gospodarzem był Kajman, który dla każdego uczestnika zlotu przygotował indywidualny zestaw piosenek (czterech podstawowych i trzech zapasowych). Wszystkie odtwarzane we fragmentach piosenki zostały nagrane wcześniej niż ich wersje goszczące na Liście Przebojów Programu III. Zadanie polegało zatem na podaniu tytułu wysłuchanej piosenki lub piosenki z Listy do niej się odwołującej oraz wymienienia albo podmiotu, który jako pierwszy wykonywał tę piosenkę (czyli podmiotu, który można było usłyszeć na Zlocie) albo podmiotu, który z tą piosenką trafił do pierwszej trzydziestki LPP3. Kajman starał się dobrać piosenki pod gusta konkretnych osób. I muszę przyznać, że w moim przypadku – chociaż obawiałem się blamażu – udało Mu się trafić w dziesiątkę i dzięki temu zdobyłem komplet dziesięciu punktów. Najpierw za Davida McWilliamsa i Marca Almonda w piosence „The Days of Pearly Spencer”. Potem za „Lipstick, Powder And PaintShakin’ Stevensa zainspirowanego przez Big Joe Turnera. Następnie za „I Feel The Earth MoveMartiki (wcześniej Carole King). I na końcu za „Funky Town” z repertuaru Lipps Inc. i Pseudo Echo. Z przyjemnością posłuchałem propozycji dla innych osób. Im było bliżej współczesności, tym miałem większe problemy z rozszyfrowaniem artystów. Czasami byłem zaskakiwany, bo nie wiedziałem, że dana piosenka z Listy wcale nie jest stuprocentową premierą i debiutem. Ale przy niektórych kojarzyłem pierwotnego wykonawcę. To był bardzo ciekawy i pouczający konkurs. Brawa dla Kajmana za przygotowanie tej muzycznej zabawy, której ciąg dalszy miał miejsce w drugim dniu Zlotu. O godzinie drugiej w nocy stwierdziłem, że moja pora snu zbliża się wielkimi krokami. Poszedłem do Naszego pokoju numer 14 i zaliczyłem kilka potrzebnych godzin snu.
Ostatnio zmieniony wt lip 23, 2013 3:10 pm przez djjack, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
djjack
Posty: 2002
Rejestracja: pn sie 04, 2003 2:08 pm
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Sobota 8 czerwca 2012 r. - dzień drugi.

Post autor: djjack »

Sobota 8 czerwca 2012 r. - dzień drugi.
W sobotni śródborowski poranek wstałem ani za późno, ani za wcześnie. Tak w sam raz, aby zdążyć z wszystkim przed pobudką pozostałych współlokatorów. Zaliczyłem ulubiony prysznic z pseudohydromasażem pleców, przygotowałem wersję demonstracyjną mojego Lombardu, rozwiązałem jedną krzyżówkę. I w końcu postanowiłem zejść na dół. W dużej sali zastałem Adamerię, który ze słuchawkami na uszach pracował przy komputerze. Okazało się, że ciął, kleił, giął i łączył fragmenty audycji Radia Orbit z myślą o autorskim konkursie. Posiedziałem trochę przy stole rozwiązując „Malowane liczbami” z „Rewii Rozrywki”. A kiedy zaczęły pojawiać się kolejne osoby, przyszedł czas na pierwszy posiłek. Poznosiliśmy z lodówki zakupione przez wwasa wiktuały, załatwiliśmy warnik z wrzątkiem na kawę i herbatę i zaczęliśmy zajadać to na co każdy miał ochotę – białe lub ciemne pieczywo albo wafle ryżowe z margaryną, dżemem brzoskwiniowym, powidłami śliwkowymi, pasztetem, serem żółtym, serem topionym, wędliną, pomidorem. Niektórzy przypomnieli sobie o piątkowej pizzy i konsumowali kolejne jej zimne trójkąty. Co jak co, ale wwas w roli kwatermistrza sprawdza się znakomicie! I udowodnił to już na niejednym zlocie.
Jak pamiętacie – w nocy z piątku na sobotę miała miejsce pierwsza część konkursu Kajmana. Po śniadaniu przyszedł czas na część drugą. Ci którzy nie odgadywali w nocy, w godzinach przedpołudniowych zmierzyli się z muzycznymi zagadkami. W trakcie trwania konkursu odwiedził Nas Pan Tadeusz przyprowadzając ze sobą Neon.kę i abd3mz. Kiedy wszystkie zaplanowane na daną porę piosenki zostały odsłuchane, a większa ich część rozszyfrowana, nastąpiła przerwa, po której wyszliśmy na taras, aby rozegrać kilka rund gry karciano-ekonomicznej o nazwie „Lombard”. Nauczony doświadczeniem związanym z jesiennymi przygodami z wiatrem, tym razem do pomocy wykorzystałem 12 solniczek i pieprzniczek, które sprawdziły się w praktyce, więc chyba będą już na stałe rekwizytami w tej grze, jeżeli będziemy w nią grać w przyszłości. Po zaprezentowaniu wersji demo na piosenkach „Heaven” z repertuaru i Depeche Mode i Bryana Adamsa rozpoczęliśmy pierwszą rundę. Potem składy drużyn się zmniejszyły, ponieważ Gary z małżonką wracali już do domu, a Yacy z Martyrką wybierali się do Otwocka po zamówione dla wszystkich porcje obiadowe. Trzy kolejne rundy Lombardu minęły dość szybko. I gdyby nie pierwsze krople deszczu – być może gralibyśmy dalej. Ale dobrze się stało, że ewakuowaliśmy się pod dach, bo nie minęło kilka minut, a cały taras zasypany został kulkami gradu.
Czekając na obiad prawie każdy z Nas miał dłuższy lub krótszy epizod zabawy z Panem Tadeuszem. Pan Tadeusz z piłką, Pan Tadeusz z myszką w samochodzie, Pan Tadeusz z kulami bilardowymi, Pan Tadeusz z zabawką przestrzenną, Pan Tadeusz pod stołem, Pan Tadeusz pod żyrandolem, Pan Tadeusz na kocyku. Jeżeli pod koniec roku będziemy wybierać bohatera mijających 12 miesięcy, to ja chyba zagłosuję na Pana Tadeusza 8^)
Ciepły obiad przyjechał dokładnie w porze obiadu. Ja zamówiłem sobie steka z frytkami i porcją surówek. Swoją drogą - będę musiał kiedyś sam sobie przyrządzić takie dobre danie mięsne, bo ostatni raz jadłem steka ładnych parę lat temu. A zrobienie dobrego steka z cebulką to przecież nie jest wcale nic skomplikowanego. Większych wyzwań się już podejmowałem.
Wspominałem wcześniej o Adamerii ze słuchawkami na uszach o poranku. Efekty jego pracy mikserskiej i montażowej mogliśmy poznać w konkursie w którym każdy z wybranych przez Niego fragmentów audycji radiowych poświęconych największym przebojom jednego wykonawcy (słynne forumowe Topy) należało opisać w identyczny sposób – kto prowadził daną audycję, która gwiazda była jej bohaterem, kto prowadził dany Top na forum i w dwóch fragmentach – kto był dodatkowym gościem podczas audycji. Siedziałem przy stole z jollyrogerem72 i w sumie jak na Naszą znajomość audycji z Radia Orbit – plamy nie daliśmy. Zdobyliśmy 21 punktów i dzięki temu oczku nie zajęliśmy ostatniego miejsca. Na wszelki wypadek uprzedzę dodatkowe pytania, uzupełnię moją wypowiedź i powiem, że pierwszego też nie zajęliśmy 8^).
Pierwsze pytania o Forumowo-Zlotowe ABC Listy – odcinek czwarty – literka D pojawiały się już w piątek. Na peronie, podczas drogi do Trójki oraz w trakcie samej Listy. Starałem się nie zdradzać wszystkich szczegółów. Ale w sobotnie popołudnie przyszedł w końcu czas na uchylenie wszystkich rąbków tajemnicy. Zebraliśmy się w dużej sali, aby z przyjemnością i zainteresowaniem odsłuchać kilkunastu piosenek artystów na literę D.
Każda z 18 zaproponowanych piosenek poprzedzona była ciekawym komentarzem i historią z nią związaną. Były opowieści z początków Listy, były reminiscencje z ostatniej dekady XX wieku i były też bardzo świeże wspominki. Czasami był śmiech, czasami wzruszenie. Słuchało się tego z ogromną przyjemnością. Tak jak miało to miejsce już wcześniej - każdy odczytany tytuł piosenki był przed prezentacją przypisywany w formie zgadywanki do konkretnej osoby. Jeżeli mnie pamięć nie myli, to chyba najwięcej propozycji kojarzono z Dekodim. Dodatkowo podczas słuchania można było przejrzeć kilka gazet z kiosku Ruchu przywiezionych z Gdańska, a datowanych na dzień 8 czerwca lub miesięczników z czerwca właśnie. Był sobotni „Świat Młodych” ze zdjęciem Urszuli trzymającej Złoty Samowar, było „Bravo”, był „TIM”, był „Magazyn Muzyczny” z plakatem Tadeusza Nalepy, „Non Stop” z 1982 r., francuski „Salut!” oraz „Music News” z początku lat 90. Przy piosence Depeche Mode wręczyłem koleżance Martyrce, która jest wielką fanką tego zespołu plakat z pierwszej połowy lat 80., który miałem w swoich zbiorach artefaktów z tamtego okresu. Mała niespodzianka, a ile może sprawić radości. Przy okazji opowiedziałem też moją historię napisania w 1988 r. do fan-clubu Depeche Mode i co z tego wynikło. Kiedy wybrzmiała ostatnia piosenka zaproponowana w ramach „Dzikiej karty”, przyszedł czas na rozmowy o wysłuchanym odcinku. Co było zaskoczeniem? Czego zabrakło? Jakie inne propozycje mogły być brane pod uwagę przed Zlotem? Zawsze lubię skonfrontować moje oceny z ocenami innych Forowiczek i Forowiczów. I kiedy wszyscy myśleli, że to już koniec literki D, pierwszy raz w historii zaproponowałem wybór największego przeboju ze wszystkich wytypowanych do odtworzenia tego dnia w „Forumowo-Zlotowym ABC Listy”. Pomysł spotkał się z życzliwym przyjęciem i mniej więcej w ciągu 10 minut kto chciał, oddał swoje trzy głosy na trzy piosenki, a potem po podliczeniu wszystkich punktów, można było ogłosić zwycięzcę. Otrzymując 23 punkty od 10 osób miejsce pierwsze zajęła piosenka „Perfect Strangers” zespołu Deep Purple zgłoszona przez jollyrogera72. Lokatę drugą i trzecią zajął Dire Straits. „Private Invastigations” zdobywając 21 punktów od 9 osób odebrało srebrny medal. A po brąz sięgnęło „Brothers In Arms” otrzymując 17 głosów od 6 osób. I to już był finał tej części Zlotu. Ale dzień się jeszcze nie skończył. Pożegnaliśmy Pana Tadeusza z rodzicami, pożegnaliśmy Neo01 z osobą towarzyszącą. A przed Nami były jeszcze dwa konkursy zaplanowane na ten wieczór i noc z soboty na niedzielę.
Konkurs Miszona polegał na tym, że wybrał On 33 piosenki, z każdej wytypował trzy fragmenty tekstu. A następnie odczytywał je Nam kolejno zaczynając od fragmentu jego zdaniem najmniej kojarzącego się z daną piosenką. Naszym zadaniem było podanie tytułu i wykonawcy danego utworu. Po pierwszym fragmencie można było zdobyć trzy punkty, pod drugim dwa, a po trzecim już tylko jeden. Dodatkowo istniał system papierowych sygnałów pozwalających pomnożyć zdobyte punkty przez dwa, zarezerwować sobie pierwszeństwo w odgadywaniu kolejnego tytułu albo zdobyć wszystkie ostatnio niezdobyte punkty z poprzednich kolejnych zagadek. Ponieważ Prowadzący z premedytacją nie wybierał tekstów w stylu „I nagle dzwony dzwonią i ciało mi płonie” albo „Miałem dziesięć lat gdy usłyszał o nim świat” lub "Znak szczególny mam na ciele, wytatuowany jeleń", więc prawie przy każdym byliśmy zaskakiwani sensem przekazu zawartego w wyrwanych z kontekstu frazach. Zespół w którym byłem liczył trzy osoby. Bobby-X, Kajman i ja. Najpierw z mojego powodu straciliśmy 6 punktów za piosenkę Elektrycznych Gitar, potem odrobiliśmy stratę za piosenkę Czarno-Czarnych, potem straciliśmy punkty za zupełnie nietrafione jedno z wcieleń Kazika, a na końcu zyskaliśmy za piosenkę Formacji Nieżywych Schabuff. Bilans wyszedł ogólnie na plus, ale innym grupom wyszedł na plus większy 8^). Ponieważ pora była coraz późniejsza ja zdecydowałem się zgubić pantofelek i pójść spać. I tak jak po jednym z poprzednich Zlotów pisałem – ominęła mnie wesoła zabawa w Kalambury. No ale byłem dzięki temu wyspany.
Ostatnio zmieniony wt lip 23, 2013 2:15 pm przez djjack, łącznie zmieniany 1 raz.
Awatar użytkownika
djjack
Posty: 2002
Rejestracja: pn sie 04, 2003 2:08 pm
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Niedziela 9 czerwca 2012 r. - dzień trzeci.

Post autor: djjack »

Niedziela 9 czerwca 2012 r. - dzień trzeci.
W niedzielę rano kiedy wstałem, odświeżyłem się, spakowałem i zszedłem na dół, pomyślałem sobie, że zrobię pozostałym osobom niespodziankę. I przygotowałem dla wszystkich taki „zlotowy szwedzki bufet”. Poprzynosiłem wiktuały, porozkładałem na talerzykach pokrojony chleb, większość kromek posmarowałem masłem, a większość posmarowanych kromek przykryłem dżemem, serem, pasztetem i wędlinami. Celowo zostawiłem kilka kromek nie do końca przygotowanych z myślą o indywidualnych apetytach. I chyba to był dobry pomysł.
Przed jedenastą odjeżdżał pociąg ze Śródborowa do W-wy, którym zabierała się atram842, Kajman, jollyroger72 i ja. Pożegnaliśmy się z ostatnimi osobami w pensjonacie i poszliśmy na peron. W kolejce rozmawialiśmy o Liście, o muzyce w Trójce i o potencjalnych kandydaturach na literę E do wiadomo czego. Czas szybko płynął. Na Wschodnim pożegnaliśmy jollyrogera72. A na Śródmieściu pozostała trójka rozeszła się w swoich kierunkach. Ja pojechałem tramwajem do Młocin, odczekałem trzy kwadranse na mój autokar. A kiedy nad Warszawą nastąpiło oberwanie chmury – siedziałem już w środku. W drodze powrotnej czytałem Ludluma. Do Gdańska przyjechaliśmy o czasie.

P.S.1 Leszkuno - przez całą drogę do domu towarzyszyła mi Twoja piosenka "Horrorscope".

P.S.2 Przedstawiam komplet wyników głosowania na przebój podmiotu wykonawczego na literką D.
I. Deep Purple - "Perfect Strangers" (23 punkty)
II. Dire Straits - "Private Invastigations" (21 punktów)
III. Dire Straits - "Brothers In Arms" (17 punktów)
IV. De Mono - "Kochać inaczej" (8 punktów)
V. Depeche Mode - "Policy of Truth" (7 punktów)
VI. Dollie De Luxe - "Eternally" (6 punktów)
VII. The Decemberists - "Down By The Water" (5 punktów)
VIII. Depeche Mode - "Martyr" (4 punkty)
IX. Dire Straits - "Your Latest Trick" (3 punkty)
Dżem - "Sen o Wiktorii" (3 punkty)
XI. Dżem - "Autsajder" (2 punkty)
Double - "Captain of Her Heart" (2 punktów)
XIII. Dalek I Love You - "Horrorscope" (1 punkt)
Pozostałe piosenki dostały 0 punktów.
Awatar użytkownika
jollyroger72
Posty: 19401
Rejestracja: czw lut 02, 2012 12:26 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: not. 176
Lokalizacja: Port Royal!

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: jollyroger72 »

djjack pisze: Przedstawiam komplet wyników głosowania na przebój podmiotu wykonawczego na literką D.
I. Deep Purple - "Perfect Strangers" (23 punkty)
II. Dire Straits - "Private Invastigations" (21 punktów)
III. Dire Straits - "Brothers In Arms" (17 punktów)
Byłem totalnie zaskoczony, że moja propozycja wygrała :shock: :shock: :shock:

W momencie, kiedy oddawałem swoje głosy (a byłem czwarty lub piąty), "Brothers..." miało już 9 pkt. i ode mnie też otrzymało 3 pkt. Byłem na 200% pewien, że ten utwór zwycięży w naszym wewnętrznym plebiscycie. Kilka następnych minut spędziłem na zewnątrz, po powrocie do sali, na moje pytanie: "Kto wygrał?", djjack odpowiedział: "Ty". Zamurowało mnie. Dosłownie i w przenośni...
Taka miła dla mnie niespodzianka :D
djjack pisze:Jeszcze ja 8^)
Wiedziałem, Jacku, że będzie i twoja relacja :)
Awatar użytkownika
jollyroger72
Posty: 19401
Rejestracja: czw lut 02, 2012 12:26 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: not. 176
Lokalizacja: Port Royal!

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: jollyroger72 »

Przeczytałem relację djjack'a...

Jacku! Tyż piknie :) :)
djjack pisze:Do Śródborowianki dotarliśmy mniej więcej za kwadrans dwudziesta trzecia.
:shock:
Jak to możliwe... Teleportacja :?: :lol: :lol: :lol:
Awatar użytkownika
djjack
Posty: 2002
Rejestracja: pn sie 04, 2003 2:08 pm
Lokalizacja: Gdańsk
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: djjack »

jollyroger72 pisze: (...)
djjack pisze:Do Śródborowianki dotarliśmy mniej więcej za kwadrans dwudziesta trzecia.
:shock:
Jak to możliwe... Teleportacja :?: :lol: :lol: :lol:
Szczęśliwi czasu nie liczą. :P
LLucky
Posty: 5039
Rejestracja: wt lip 15, 2008 3:35 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: ?

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: LLucky »

Bardzo mi miło, że tak doceniacie mój "ocieniony" i "oryginalny" dobór trasy z dworca na Myśliwiecką, precyzję wyliczenia toru rakiety, zgranie obiadu z godziną obiadu czy też inne podobne drobiazgi, ale prawda jest taka, że w gruncie rzeczy wszystko to było robione na tzw. "żywioł" i tylko mojemu szczęśliwemu doborowi forowego nicka zawdzięczam to, że wszystko udało się mniej więcej tak, jak to sobie zaplanowałem (albo Miszon wyśnił). Inna sprawa, że całe to organizowanie strasznie mnie nakręciło i jeszcze przez tydzień chodziłem napędzany wrażeniami, jak jeszcze po żadnym innym zlocie - za co chyba powinienem wszystkim uczestnikom gorąco podziękować. :D
Awatar użytkownika
neon.ka
Posty: 4312
Rejestracja: pt sie 03, 2007 8:00 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: not. 436, 30.06.1990
Lokalizacja: warszawa

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: neon.ka »

bobby-x pisze:Do mnie nie dotarło PW czy mail ale chyba nie pisałaś do mnie, chyba mnie nie ma na fotkach bo byłem za krótko.
Tak, Ciebie nie było na moich zdjęciach...
Moje pytanie jest nadal aktualne, bo nadal nie dostałam odpowiedzi od kilku osób... Czekamy, czy upubliczniamy, czy jak?...

Super relacje Wojtku i Jacku!!! :-D Może jeszcze ktoś? :-)
Dziękujemy za wszystkie ciepłe i entuzjastyczne słowa na temat naszego Synka. :-) Ale to fakt, że towarzyski z Niego gość. :-)

[a chyba nikt nie wie o tym, że na początku lipca odbył się maleńki mini-zlocik w Gdańsku - nasza trójka spotkała się właśnie z djjackiem. Bardzo miłe spotkanie :-) ].
Awatar użytkownika
Miszon
Posty: 15261
Rejestracja: pn lis 13, 2006 12:18 pm
Listy Przebojów Trójki słucham od: 640
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: XV zlot (7-9.06.13)

Post autor: Miszon »

No proszę - mój sen okazał się proroczy i Kepler się zepsuł:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/ ... SlotII3img
;-)
ODPOWIEDZ